3 listopada 2010 - Po przekroczeniu granicy w miejscowości Vioolsdrif Namibia przywitała nas widokiem ciągnącej się po horyzont szosy. Po jej dwóch stronach kompletna pustka. W oddali majaczące wierzchołki gór.
Pustynia, góry, żadnej zieleni. A przed nami rozgrzany asfalt i tylko raz na jakiś czas ciężarówki jadące na południe. Ich kierowcy pozdrawiają nas przyjaznymi gestami, bądź klaksonem. Niektórzy pokazują butelkę z wodą, dając sygnał, że w razie potrzeby mogą się nią podzielić.
Po pierwszym dniu naszej rowerowej podróży liczniki pokazują ponad 60 kilometrów. Po drodze czekały na nas tylko dwie małe wiaty, gdzie można schronić się przed upałem. Poza tym ani jednego zabudowania. Nikt nie narzeka więc na to, że woda w sakwach dużo waży, bo w tym skwarze nigdy nie jest jej zbyt mało. Tym sposobem każde z nas ma na swoim rowerze 30-50 kilogramów bagażu.
Humory dopisują, rowery się sprawdzają. Pierwszą noc spędzamy na poboczu drogi za zjazdem na drogę do Karasburga. By również kolejnego dnia poczuć gorący oddech namibijskiej pustyni. Tej pustyni, o której przed laty pisał Kazimierz Nowak: “I znowu pustynna, bezwodna droga przede mną, zda się bez końca”.
Pierwsza krew na trasie
Kolejny dzień podróży zgodnie z planem rozpoczynamy wcześnie rano z założeniem, by dotrzeć do Karasburga. Przed nami około 80 kilometrów. Na pokonanie tego dystansu mamy cały dzień, więc nie powinniśmy mieć problemów. Wciąż brak jakichkolwiek zabudowań na trasie. Ani choćby drzewa, pod którym można by się schronić. Postanawiamy jednak zrobić użytek ze słońca i na jednym z bagażników rozkładamy baterię słoneczną, by podładować telefony. Choć i te na niewiele się zdadzą, bo zasięgu tutaj jak na lekarstwo.
Podróżujemy w pustynnym, surowym krajobrazie, wyciskając z siebie wiele litrów potu. Jednak kilkanaście kilometrów przed Karasburgiem przydarza się nam nieprzyjemny wypadek. Mocny poduch wiatru spycha Julię na pobocze, powodując upadek. Zraniona ręka szybko puchnie. Nie pozostaje nam nic innego jak możliwie najszybciej dostać się do najbliższego szpitala. Konrad z Joasią kontynuują podróż na rowerach. Z kolei Julia i Łukasz pokonują ostatnie kilometry w drodze do szpitala na pace zatrzymanego na drodze pick-upa.
Personel szpitala w Karasburgu pokazał się nam z jak najlepszej strony. Szybkie zdjęcie roentgena pokazuje, że mamy do czynienia jedynie ze stłuczeniem i obtarciem. Słowem, możemy kontynuować podróż. Oby była to nasza pierwsza i ostatnia wizyta w namibijskim szpitalu. W międzyczasie udaje się nam odwiedzić katolicką misję w Karasburgu. To właśnie w niej miał zatrzymać się Nowak w czasie swojej wyprawy. Dzisiaj jednak wszystkie siostry, które pracują w misji, są zbyt młode, by pamiętać polskiego podróżnika. Pozostaje nam obejrzenie występu dzieci przygotowujących się do przedstawienia. Odpoczynek i plany na dalszą trasę przez pustynny krajobraz do którego najlepiej przystosowali się przedstawiciele plemienia Nama.
[Łukasz Pałka]
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.