Nie tylko wspomnienia.
Pierwszy raz pojawiła się w opowieściach babki i ojca. Miała twarz pradziadka, czytającego potajemnie okolicznym chłopom zakazane książki. Potem wcieliła się w wynoszącego do polowego szpitala ostatnie koszule dziadka, by na koniec stać się siedemnastoletnim ojcem, wyruszającym z domu, na ochotnika, do obrony Warszawy. Gdy podrosłem na tyle, by czytać z ludzkich twarzy, dostrzegłem w Jej oczach strach i smutek. Długo nie potrafiłem zrozumieć tego panicznego lęku przed wyrażaniem opinii, kurczących się sylwetek i utkwionego w drzwiach wzroku, gdy ktoś z rozmówców wypowiadał się sposób nieco bardziej radykalny. Dopiero po latach dowiedziałem się o ich pobycie w Jaworznie, gdzie trafili po pierwszym w socjalistycznej Polsce strajku pracowniczym. Moja pierwsza Niepodległa była wyłaniającą się z opowieści bliskich damą. Czasem przeszłym.
Pewnego letniego dnia ożyła. Było to Bieszczadach. Ciepła noc i rozgwieżdżone niebo zgromadziły przy ognisku kilku zakapiorów, zabłąkanych pod Chryszczatą turystów i zastęp harcerzy w dawno zakazanych strojach. Zapamiętałem czarne chusty, a jeszcze bardziej jedno wydarzenie. Gdy dobrze podchmielone towarzystwo(z wyjątkiem harcerzy) zaczęło wyć Pa-ła-cyk-Mi-chla-Ży-tnia-Wo-la-Bro-nią-się-chło-pcy-spod-Pa-ra-sola, młodzieńcy poderwali się z ziemi, stanęli na baczność, odczekali cierpliwie końca, a gdy zapadła głucha cisza oznajmili, że nie życzą sobie by hymn ich Patronów używać do pijackich zabaw. Oddać należy sprawiedliwość – uszanowano ich prośbę i żadnych patriotycznych śpiewów już nie inicjowano. Następnego ranka harcerze rozpłynęli się w bieszczadzkiej mgle. Pozostało wrażenie i pytania. Nie tylko o zakazane stroje.
Pytania dręczyły, prowokowały do poszukiwań, wracały w dyskusjach, aż pewnego dnia otarły się o Norwida. „Spośród wszystkich kajdan, czy te są powrozowe, złote czy stalne, przesiąkłymi najbardziej krwią – niewidzialne.” Czyli Niepodległa jest w nas. We mnie. Na tyle, na ile wewnętrznie jestem wolny. Nie ma twarzy dziadków, rodziców, salutujących na polanie harcerzy. Ma (chce mieć?) moją twarz.
Róża do Małego Księcia: „Ludzie są niestali. Nie mają korzenia.” Może właśnie dlatego musiała wprzód mieć twarz dziadków, rodziców, salutujących na polanie harcerzy, by wreszcie, dzięki odnalezionym korzeniom, mogła objawić się na mojej twarzy? Wszak „Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam…”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.