"Szacunku dla człowieka nabiera się nie wtedy, gdy widzi się go w pozycji bohatera, ale gdy widzi się człowieka w udręce" - wspominał po latach posługę powstańczego kapelana w Laskach prymas kard. Stefan Wyszyński.
Teren Lasek ogrodzony był murem. Na jego rogatkach pełnili wartę niewidomi wychowankowie zakładu w Laskach, którzy nasłuchiwali z daleka nadjeżdżających pojazdów. - Bardzo łatwo odróżniali, czy jedzie kolumna samochodów, pojedynczy motor czy wóz konny. Słysząc zagrożenie, natychmiast informowali mieszkańców Lasek, stąd było wiadomo, kto i kiedy powinien "zniknąć" z naszego terenu - wyjaśnia franciszkanka.
- Znana jest anegdota, że kiedy ksiądz profesor opuszczał dom, w którym mieszkał, drogę zastąpił mu Niemiec, pytając go, czy nie wie, gdzie mieszka "Wysynski". Odpowiedział mu opanowanym głosem: "Tu, na górze". Po czym udał się do kaplicy, a następnie do schronu - opowiada franciszkanka.
Wojna i co dalej?
Zanim wybuchło powstanie, ks. Wyszyński prowadził w Laskach spotkania i wykłady dla pracowników ośrodka, dla niewidomych i sióstr zakonnych. Prawie codziennie spotykał się z matką Czacką, omawiając bieżące sprawy i pracując nad Konstytucjami Zgromadzenia, i z podopiecznymi Lasek. - W tych wszystkich spotkaniach ksiądz profesor budował w młodych ludziach poczucie, że rola niewidomych jest bardzo ważna: kiedy wojna się skończy, ojczyzna będzie potrzebowała ich wiedzy, umiejętności i zapału. Miał taką świadomość, że to, co tutaj zdobędą, w przyszłości będzie procentowało. Spotkania te wlewały w ich serca nadzieję i dawały pokój - tłumaczy s. Faustyna.
Więcej w bieżącym numerze "Gościa Warszawskiego".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.