Proces synodalny, w który chce nas wprowadzić papież Franciszek, wielu jawi się jako rzeczywistość co najmniej enigmatyczna. Już sam temat Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, które odbędzie się w 2023 roku, brzmi na pierwszy rzut oka dość niejasno: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”. Ponadto Papież przekształca to wydarzenie w coś na kształt drogi, która rozciągnie się na okres dwóch lat i zacznie już wkrótce, bo 9-10 października w Watykanie. Dokąd nas prowadzi Ojciec Święty?
Wbrew pozorom temat synodu – nawet jeśli dla wielu mało zrozumiały – dużo nam mówi o intencjach Papieża. W centrum staje więc samo pojęcie synodalności, która, zdaniem Franciszka, jest drogą Kościoła w trzecim tysiącleciu. Ojciec Święty jest przekonany, że takiej drogi oczekuje od Kościoła Bóg. Co to w praktyce oznacza? W istocie – rozwinięcie fundamentalnych intuicji, które legły u podstaw eklezjologii Soboru Watykańskiego II i posoborowej reformy Kościoła. Integralną częścią tej reformy jest przekonanie, że Kościół nie jest wyłącznie hierarchiczną strukturą, w której liczy się tak naprawdę tylko duchowieństwo zajmujące jej wyższe szczeble, natomiast świeccy – ulokowani na samym dole – mają jedynie obowiązek słuchania i wypełniania poleceń. Ten model przez wieki dominował w Kościele – przede wszystkim ze względu na panujący w średniowieczu feudalno-hierarchiczny sposób rozumienia państwa i władzy, który wpłynął także na teologię. Pewne symptomy zmiany tego modelu – głównie przez stopniowe dowartościowywanie roli świeckich – dają się zauważyć na długo przed Soborem Watykańskim II i stopniowo stają się coraz bardziej wyraźne – między innymi w nauczaniu papieża Leona XIII i jego następców. Jednak dopiero Sobór Watykański II, rozwijając swą eklezjologię komunii, postuluje powrót do ewangelicznego i patrystycznego modelu rozumienia Kościoła. Dlaczego?
Powodów jest wiele. Jeden z nich to wykształcenie się sztucznego, stereotypowego przekonania, że od spraw wiary, życia duchowego, nauczania moralności i głoszenia Ewangelii są duchowni, natomiast od reszty, czyli od spraw tego świata – świeccy. Ci pierwsi mają się więc uświęcać, prowadząc autentyczne, głębokie życie duchowe, ci drudzy natomiast – jakąś jego namiastkę. Kluczowa staje się w tej wizji kwestia powołania. Ci powołani do kapłaństwa automatycznie otrzymują przepustkę do „lepszej” części Kościoła. Powołani do małżeństwa lub żyjący samotnie stają się natomiast jego peryferiami; są raczej przedmiotem niż podmiotem aktywności apostolskiej, bierną i wycofaną częścią Kościoła, tkwiącą w przekonaniu, że ich sposób przeżywania wiary ogranicza się w zasadzie do indywidualnej pobożności i moralnie poprawnego życia. Nie dziwmy się więc, że takie przeświadczenie, gdy systematycznie utrwaliło się w naszej samoświadomości i ugruntowało w Kościele, musiało zrodzić klerykalizm (zarówno u duchownych jak i u świeckich), inercję, apostolską stagnację i duchową obojętność. Ojcowie Soboru Watykańskiego II dostrzegali ten problem w całej rozciągłości i dlatego widzieli potrzebę reformy. Potrzebę wciąż aktualną.
Oczywiście, w najmniejszym stopniu nie zamierzam umniejszać wagi tego, co nazywa się powołaniem do określonego stanu życia – zwłaszcza powołania kapłańskiego. Chcę jednak zwrócić uwagę, że ten oraz inne rodzaje powołania wyrastają z czegoś bardziej podstawowego i właściwego wszystkim chrześcijanom, a mianowicie – z chrztu; są jakby jego ukonkretnieniem – aplikacją do określonej posługi i stylu życia w Kościele. Natomiast sama teologia chrztu odsłania nam coś jeszcze – to właśnie, do czego jako chrześcijanie wezwani jesteśmy wszyscy, bez wyjątku. Wydaje się, że między innymi do tego nawiązuje papież Franciszek, wpisując w temat synodu komunię, uczestnictwo i misję. Chodzi więc o pewne aspekty życia Kościoła, które nie zostały jeszcze należycie odnowione przez posoborową reformę, co wciąż skutkuje między innymi marginalizowaniem roli osób świecki w Kościele – w tym zwłaszcza kobiet – a także wieloma innymi trudnościami. Kościół boryka się z nimi zarówno w swej wewnętrznej rzeczywistości, jak i „na zewnątrz” – w relacji do świata i zachodzących w nim procesów. Jednak „Kościół”, nie znaczy „oni” – prezbiterzy i biskupi. Kościół to także świeccy. Zbliżający się synod ma więc prowadzić wszystkich wiernych, do pełniejszego i bardziej świadomego przeżywania swego miejsca i roli w Kościele, do wiary dojrzałej i konsekwentnej, do dialogu i zaangażowanego uczestnictwa w głoszenie dobrej nowiny o Chrystusie, innymi słowy – do postawy bardziej podmiotowej. Dlatego nie będzie jednorazowym, epizodycznym wydarzeniem, ale procesem. Czy to się uda? Pierwszym testem okaże się półroczny okres prac synodalnych w Kościołach lokalnych. Oczywiście, biskupi będą mieli za zadanie zaproponować pewną ścieżkę konsultacji i dialogu. Jednak to, na ile ich propozycję podejmiemy, zależeć będzie od nas samych i od naszego osobistego poczucia odpowiedzialności za Kościół oraz za jego dalszą drogę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.