Jak on znajduje czas na to wszystko? To pytanie zadawałem sobie za każdym razem, gdy nadzwyczajna aktywność abp. Józefa Życińskiego kazała podejrzewać, że jego osobista doba liczy co najmniej 48 godzin.
Otwieram „Gazetę Wyborczą” – Życiński. Otwieram „Rzeczpospolitą” – Życiński. Włączam radio – Życiński. Telewizję – Życiński. Aż się boję tabernakulum otworzyć… Ten znany nie tylko w lubelskim środowisku „księżowski” dowcip doskonale charakteryzował osobę zmarłego niespodziewanie Arcybiskupa. Zresztą, dowcip znał także sam zainteresowany i był nim mocno rozbawiony, gdy ktoś mu go przy okazji opowiedział. Uwielbiał cięty humor, dyskusję, wielkie debaty, spotkania z ludźmi. Żył bardzo mocno Kościołem powszechnym, w dosłownym tego słowa znaczeniu. W pewnym sensie jego śmierć w Rzymie, będącym oknem na cały chrześcijański (i nie tylko) świat, jest symbolicznym pożegnaniem z życiem w nieustannej podróży, między wykładami w USA a wizytacją parafii w podlubelskiej Wąwolnicy.
W ciągu blisko sześciu lat, jakie spędziłem w Lublinie, miałem okazję dziesiątki, jeśli nie setki razy słuchać jego wystąpień, bardziej lub mniej oficjalnych. Na wykładach w małej salce KUL co tydzień dzielił się ze słuchaczami swoim bogatym życiem intelektualnym i duchowym, odbytymi podróżami i spotkaniami. Także tam, w małym gronie słuchaczy, chętnie komentował bieżące wydarzenia polityczne i kościelne. Potem gładko przechodził do tematu wykładu obejmującego różne zagadnienia relacji między nauką i wiarą. O teorii względności, mechanice kwantowej, filozofii procesu Whiteheada i postmodernizmie Derridy mówił z taką samą swobodą, jak o nawróceniu św. Pawła, dyskusjach w Episkopacie i krajobrazie powyborczym.
Pamiętam go też ze spotkań typowo duszpasterskich. Podczas wigilii dla bezdomnych, siedział z nimi przy jednym stole, słuchał, rozmawiał. Aktywnie pomagał finansowo samotnym matkom. To może mniej znana twarz medialnego arcybiskupa.
To, że zabierał głos, bardzo wyraźny, w sprawach publicznych, musiało mieć swoje konsekwencje. Z jednej strony był często niesprawiedliwie osądzany o „szkodzenie Kościołowi”. Głównie wtedy, gdy wytykał – słusznie – upolitycznianie Kościoła przez różne środowiska. Nie zgadzał się na chrześcijaństwo sprowadzone do roli politycznej ideologii ani prywatnych wersji Kościoła. Z drugiej strony, zbyt mocno, moim zdaniem, krytykował jedną ze stron politycznych sporów, sam przez to stając się poniekąd uczestnikiem publicznej wymiany ciosów. A jako publicysta, którym de facto także został, musiał liczyć się z tym, że jako publicysta będzie też oceniany. Każdy, kto publicznie zajmuje wyraźne stanowisko w sprawach politycznych i społecznych, musi się liczyć zarówno z uwielbieniem, jak i z surową oceną.
Nawet jeśli jednak raził mnie zbyt ostry (niepotrzebnie, jak sądziłem) ton jego wypowiedzi ocierających się o politykę, zawsze budziły moje zaufanie jego rozważania dotykające wprost Ewangelii. To były ponadprzeciętne, głębokie myśli. Prawdziwego erudyty, filozofa, człowieka ciekawego świata i…człowieka modlitwy. No właśnie, czy w tej całej aktywności, nawet przy założeniu, że jego „prywatna doba” liczyła 48 godzin, znajdował czas na modlitwę?
Rok temu byłem znowu w Lublinie. Ze starówki, od strony Teatru im. Andersena, schodami szedłem w dół w kierunku ul. Podwale. Po drugiej stronie ulicy znajduje się pałac arcybiskupi. Miedzy drzewami dostrzegłem postać w białej koszuli, chodzącą powoli w jedną, to w drugą stronę. Zszedłem jeszcze niżej. Mężczyzna trzymał w ręku grubą książkę, czytał, co jakiś czas podnosił głowę, sprawiał wrażenie, jakby nad czymś rozmyślał. Zszedłem jeszcze niżej i wtedy rozpoznałem twarz abp. Życińskiego. W ręku trzymał brewiarz. Pewnie modlił się przed Mszą św. w pobliskiej katedrze. Albo przed wizytacją parafii na Poczekajce. Albo przed wylotem na wykłady do USA. Albo do Rzymu. Albo przed wywiadem dla telewizji. Albo…
Wiem, że takie słowa rażą patosem, ale muszę to powiedzieć: odszedł naprawdę wielki człowiek Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.