Izraelczycy z niepokojem patrzą od piątkowego wieczoru na wydarzenia w Egipcie - w obawie, że dymisja Hosniego Mubaraka może doprowadzić do podważenia traktatu pokojowego między dwoma krajami i wzrostu wpływów radykałów islamskich w całym regionie.
W piątkowe popołudnie w Izraelu zaczyna się szabas - dla wyznawców judaizmu to czas modlitwy i odpoczynku, dla osób obojętnych religijnie po prostu wolny od pracy weekend; okazja do relaksu i zabawy. Trwa od zmierzchu w piątek do zachodu słońca w sobotę. Ale tym razem nawet w Tel Awiwie, najbardziej zdominowanym przez zachodni styl życia mieście izraelskim, na ustach wszystkich podczas szabasu jest nie rozrywka, lecz polityka - w związku z wydarzeniami w Egipcie.
Gili, właściciel niewielkiego baru przy ulicy Hayarkon w nadmorskiej części Tel Awiwu w sobotni poranek rozmawia z żoną wyłącznie o tym, co dzieje się w Kairze. "Przez całe moje życie mieliśmy pokój z Egiptem, a teraz wszystko to może trafić szlag" - mówi PAP-owi ten trzydziestoparoletni mężczyzna. "Oni, Arabowie, mówią o demokracji, to pięknie, ale ważne, co naprawdę myślą, bo o pokoju też ciągle gadali, a myśleli w wojnie. Przecież Bractwo Muzułmańskie (główna siła polityczna stojąca za protestami w Egipcie) chce wprowadzić prawo religijne, a 80 procent Egipcjan chce szariatu. To co, będą obcinać złodziejom ręce? Kamienować za zdradę małżonka?" - gorączkuje się.
Obawy izraelskiej ulicy podziela wielu polityków i komentatorów, którzy przewidują, że ewentualne rządy większości w Egipcie przyniosą tam nie demokrację, ale nowy autorytaryzm, tyle że już nie świecki, lecz religijny, islamski, na wzór irański. Takim scenariuszem od pewnego czasu straszył świat premier Izraela Benjamin Netanjahu.
Sporo jest głosów, że państwo żydowskie może się znaleźć w regionie w jeszcze większej izolacji niż do tej pory. "Mamy ciężki czas przed sobą. Iran i Turcja skonsolidują swoje stanowiska przeciwko nam. Zapomnijmy o dotychczasowym Egipcie. Teraz to całkiem nowa rzeczywistość i nie będzie ona dla nas łatwa"- powiedział w izraelskiej telewizji Zwi Mazel, były ambasador w Egipcie.
Nie brak też obaw, że protesty na wzór egipski wybuchną u innego sąsiada Izraela, w Jordanii. To zarazem jedyny, poza Egiptem, kraj arabski, z którym Izrael ma obowiązujący traktat pokojowy. "Jest wiele pytań, na które nie znamy odpowiedzi, jak to wszystko wpłynie na cały region?" - komentował w kanale 10 były izraelski minister obrony, obecnie deputowany Knesetu Benjamin Ben-Elizer, uznawany za długoletniego przyjaciela Mubaraka. Przywoływał swoją czwartkową rozmowę z byłym już prezydentem Egiptu, który miał się mu skarżyć, że naciski USA na demokratyzację w efekcie przyniosą rządy islamskich radykałów, tak jak wcześniej w Iranie i palestyńskiej Strefie Gazy.
Zdaniem prof. Szlomo Awineriego, znanego filozofa i politologa, próby demokratyzacji Egiptu i innych państw arabskich chwilowo zdestabilizują sytuację w regionie, ale jeśli zakończą się sukcesem, to skorzystają na tym i Arabowie, i Izraelczycy. "Jeżeli Egipcjanie zdołają wprowadzić demokrację, to jestem spokojny o relacje egipsko-izraelskie. Przez 30 lat mieliśmy pokój z Egiptem. Jego utrzymanie leży nie tylko w strategicznym interesie obu państw i narodów, ale jest także osiągnięciem o głębokim wymiarze moralnym, etycznym. A demokracja jest najlepszą gwarancją utrzymania pokoju, bo -jak wiadomo - demokracje nie prowadzą ze sobą wojen "- powiedział PAP Awineri.
Tymczasem jednak obawy zdają się dominować nad nadziejami. Troska Izraelczyków dotyczy obecnie zwłaszcza sytuacji na terytoriach palestyńskich: na Zachodnim Brzegu Jordanu rządzonym przez umiarkowany Fatah z prezydentem Mahmudem Abbasem na czele oraz w graniczącej z Egiptem Strefie Gazy, gdzie władzę sprawuje radykalny Hamas. Panuje przekonanie, że dojście do władzy w Egipcie Bractwa Muzułmańskiego może wzmocnić pozycję Hamasu - kosztem Fatahu. Tysiące ludzi wyległy na ulice Gazy, by świętować upadek Mubaraka. Mają nadzieję, że położy on także kres blokadzie gospodarczej Strefy Gazy wprowadzonej przez Egipt i Izrael w 2007 roku, gdy Hamas przejął władzę w wyniku zbrojnego przewrotu. Niebo nad Gazą rozświetliły fajerwerki, słychać też było strzały na wiwat z broni palnej. "Egipt zapisał dziś nowy rozdział w historii narodów arabskich. Już widzę, jak w tej chwili chwieje się blokada Gazy"- powiedział hamasowski premier Ismail Hanijeh.
Takie wypowiedzi wzmacniają obawy Izraelczyków. "Oni (Bractwo Muzułmańskie) popierają Hamas, a ci z Hamasu przecież ciągle mówią, że my jesteśmy na tej ziemi tylko tymczasowo. Spójrz na ich flagę - tam cały Izrael jest przedstawiony jako Palestyna. Ich zdaniem, nas tu nie ma!" - tłumaczy korespondentowi PAP Gili.
Nabil Amr, członek Komitetu Centralnego OWP, były minister informacji w rządzie Autonomii Palestyńskiej i były ambasador w Egipcie stara się tonować nastroje. Jego zdaniem, Izraelczycy niepotrzebnie obawiają się zmian w krajach arabskich, powinni raczej zrewidować własną politykę.
"Izrael też powinien wyciągnąć wnioski i stworzyć nowy, inny od dotychczasowego język do rozmowy z sąsiadami, a wtedy będzie mógł zawrzeć umowę z każdym państwem arabskim bez obaw, że gwarantuje ją tylko jeden człowiek, który może stracić władzę, bo tę umowę będą gwarantować całe narody" - powiedział PAP-owi.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.