Prezydent Bronisław Komorowski spotkał się we wtorek z przedstawicielami ostatnich żyjących cichociemnych. Ich wizyta w Pałacu Prezydenckim była związana z 70. rocznicą pierwszego skoku na terytorium okupowanej Polski.
Bronisław Komorowski witając cichociemnych zwrócił uwagę na skomplikowane losy wielu z tych żołnierzy Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej zaznaczając, że dla niektórych "to była najdłuższa droga do ojczyzny". Spotkanie zorganizowano dla uczczenia 70. rocznicy pierwszego skoku na terytorium okupowanej Polski, który miał miejsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku na Śląsku Cieszyńskim pod Skoczowem.
"Obecnie nas, żyjących cichociemnych jest już tylko sześciu. Sam mam już 97 lat. Podczas dzisiejszego spotkania rozmawialiśmy z prezydentem o konieczności przypomnienia o wkładzie kierownictwa akcji specjalnej w walkę sprzymierzonych podczas II wojny. Jak dotąd powstały tylko dwa filmy poświęcone walkom cichociemnych (...). Przedłożyliśmy więc panu prezydentowi naszą prośbę, by ktoś może z Kancelarii Prezydenta zainteresował się dokumentacją naszej formacji od strony strukturalnej i organizacyjnej. Będziemy się starali spowodować również, by powstał nareszcie pełnometrażowy film o cichociemnych, dopóki jeszcze żyją ostatni z nas" - mówił dziennikarzom po spotkaniu gen. Stefan Bałuk ps. "Starba"
Gen. Bałuk zaznaczył, że aż trzykrotnie odbywał jako cichociemny podróż do Polski. "Za pierwszym razem kiedy byliśmy nad Jugosławią zatarł się silnik w Liberatorze i z trudem udało nam się wrócić do naszej bazy u wybrzeży Włoch, w Bari. Drugi raz dolecieliśmy już w rejon woj. krakowskiego, jednak po zbliżeniu się w okolice, gdzie była nasza komórka odbiorcza, pilot stwierdził, że mgła leżąca na wysokości 100 metrów uniemożliwia lądowanie i znów zawróciliśmy" - relacjonował.
Jego trzeci lot do Polski odbył się na Wielkanoc 1944 roku, na pięć miesięcy przed Powstaniem Warszawskim. "Udało mi się wtedy szczęśliwie wylądować i był to tzw. skok ustany. Po wylądowaniu mieliśmy bowiem obowiązek zrobić +przewrotkę+, czyli ułożyć ciało w rodzaj kołyski amortyzującej upadek. Ja wylądowałem na nogach i właściwie nie musiałem tego robić. Nie zdążyłem potem nawet wyciągnąć broni, a już ściskał mnie kierownik placówki Jaś Górski. Wtedy go poprosiłem, żeby nie ściskał tak mocno, bo stłucze jajko. Kiedy się zdziwił wytłumaczyłem, że zabrałem święconkę, żeby się z nimi podzielić. Oczywiście była kupa śmiechu, a jajko zjedliśmy potem w leśniczówce popijając whisky, jaką każdy miał gdzieś przy sobie" - wspominał cichociemny.
Przedstawiciele Kancelarii Prezydenta w rozmowie z dziennikarzami zapewnili, że sprawa produkcji filmu o losach cichociemnych będzie przez nich wspierana i monitorowana.
Cichociemni, czyli żołnierze polscy szkoleni w Wielkiej Brytanii do zadań specjalnych (dywersji, sabotażu, wywiadu, łączności i prowadzenia działań partyzanckich), wysyłani byli do okupowanej Polski początkowo z Wielkiej Brytanii, a następnie, od końca 1943 r., z bazy we Włoszech. Wszyscy byli ochotnikami. Organizacją przerzutów zajmowała się polska sekcja brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE (Special Operations Executive) wspólnie z Oddziałem VI Sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych, odpowiedzialnym za łączność z Komendą Główną ZWZ-AK.
Pierwszy zrzut, noszący kryptonim "Adolphus", miał miejsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. Na pokładzie brytyjskiego dwusilnikowego samolotu Whitley znalazło się trzech polskich skoczków: kpt. Stanisław Krzymowski ("Kostka"), por. Józef Zabielski ("Żbik") oraz kurier polityczny Czesław Raczkowski ("Włodek"). Po wielu godzinach niebezpiecznego lotu, którego trasa przebiegała bezpośrednio nad Niemcami, spadochroniarze zostali zrzuceni nie - jak planowano - pod Włoszczową w Kieleckiem, lecz na Śląsku Cieszyńskim pod Skoczowem, na terenach włączonych do Rzeszy.
W sumie w rekrutacji prowadzonej od lata 1940 do jesieni 1943 r. do służby w roli cichociemnych zgłosiło się 2413 oficerów i podoficerów Polskich Sił Zbrojnych. Ogółem przeszkolono 606 osób, a do przerzutu zakwalifikowano łącznie 579 żołnierzy i kurierów.
Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano 82 loty, w czasie których przerzucono do Polski 316 cichociemnych (jeden z nich skakał dwukrotnie), wśród których znalazła się jedna kobieta - Elżbieta Zawacka "Zo". W ramach wspomnianych zrzutów do kraju wysłano także 28 kurierów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Spośród 316 cichociemnych dziewięciu zginęło przed dotarciem do celu: trzech poniosło śmierć z powodu rozbicia się samolotu u wybrzeży Norwegii, trzech innych zostało zestrzelonych nad Danią, a trzem skoczkom nie otworzyły się spadochrony.
W okupowanej Polsce cichociemni wchodzili w skład kierownictwa KG AK, byli żołnierzami Wachlarza, Związku Odwetu, Kedywu, zajmowali się szkoleniem, wywiadem, walczyli w oddziałach partyzanckich, uczestniczyli w sabotażu i działaniach dywersyjnych we wszystkich okręgach AK.
Do najbardziej znanych cichociemnych przerzuconych do Polski należeli: ostatni komendant główny AK gen. Leopold Okulicki, szef Oddziału II KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki, legendarny dowódca partyzancki z Gór Świętokrzyskich Jan Piwnik "Ponury", stojący na czele Centrali Służby Śledczej Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa mjr Bolesław Kontrym "Żmudzin".
91 cichociemnych walczyło w Powstaniu Warszawskim, poległo 18 z nich. W czasie wojny zginęło w sumie 103 cichociemnych. Dziewięciu zostało zamordowanych przez władze komunistyczne w powojennej Polsce.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.