W środę Trybunał Konstytucyjny ma rozpoznać wniosek b. Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego o uznanie za niekonstytucyjne dekretów Rady Państwa PRL o stanie wojennym z 12 grudnia 1981 r.
Trybunał może badać akty prawne już wcześniej uchylone, jeżeli wywierają one skutki dla fundamentalnych praw człowieka. Gdy w grudniu 2008 r. Kochanowski kierował wniosek do TK, mówił, że do jego biura trafiają skargi osób, które w stanie wojennym były internowane, więzione bądź zwalniane z pracy i do dziś ponoszą tego konsekwencje - np. mają niższe emerytury i renty, bo nie mogą udokumentować okresu zatrudnienia, lub w owym czasie były bezrobotne.
RPO podkreślał, że nigdy nie zbadano konstytucyjności dekretów o stanie wojennym. Brak takiego rozstrzygnięcia powoduje, że pokrzywdzeni przez ówczesne władze mają utrudnione, a niekiedy zamknięte drogi dochodzenia swych praw w demokratycznym państwie prawnym - argumentował Kochanowski, który 10 kwietnia 2010 r. zginął w katastrofie smoleńskiej.
Jak mówił, niezgodność dekretów z konstytucją "nigdy nie budziła wątpliwości". Dekrety o stanie wojennym były niezgodne z prawem PRL, ponieważ Rada Państwa mogła wydawać dekrety jedynie między sesjami Sejmu. Tymczasem sesja taka trwała, a najbliższe posiedzenie izby wyznaczone było na 15 i 16 grudnia. W myśl Konstytucji PRL, Rada Państwa była zobowiązana przedstawiać Sejmowi do zatwierdzenia swe dekrety wydane między sesjami Sejmu. Dekrety wydane podczas sesji w ogóle nie mogły być przedmiotem zatwierdzenia przez Sejm, który powinien był być zobligowany do usunięcia z porządku prawnego wadliwie wydanego dekretu i wszystkich skutków prawnych - argumentował RPO. Tymczasem w styczniu 1982 r. Sejm zatwierdził dekrety z 12 grudnia.
Zdaniem RPO, dekrety obarczone były też wadą niekonstytucyjności, związaną z naruszeniem obowiązku należytego ogłoszenia aktu ustawodawczego. "Dziennik Ustaw", w którym dekrety opublikowano, opatrzono datą 14 grudnia 1981 r. Faktycznie jednak skierowany był do druku i powielany dopiero 17-18 grudnia. Spowodowało to m.in., że w początkowym okresie stanu wojennego sędziowie, którzy orzekali w sprawach czynów z 13 grudnia 1981 r., posługiwali się maszynopisami dostarczonymi przez posłańca. Stosowanie przepisów dekretów w odniesieniu do okresu poprzedzającego ich faktyczne opublikowanie w "Dzienniku Ustaw" prowadziło równocześnie do działania prawa wstecz - podkreślał RPO.
Antydatowanie dekretów przez władze PRL wyszło na jaw dopiero w 1991 r., choć opozycyjni prawnicy pisali o tym już w latach 80. Pion śledczy IPN chciał stawiać zarzuty przekroczenia uprawnień prokuratorom i sędziom, którzy oskarżali, skazywali i przedłużali areszty wobec działaczy "Solidarności" między 12 a 16 grudnia, kiedy ten akt prawny - jak dziś wiadomo - jeszcze nie obowiązywał. W 2007 r. Sąd Najwyższy uznał, że sędziowie musieli stosować dekrety, bo sądy PRL nie mogły kontrolować konstytucyjności ustaw, nawet jeśli naruszały one zasadę niedziałania prawa wstecz. Uchwała SN oznaczała, że IPN nie mógł stawiać zarzutów za bezprawne - zdaniem Instytutu - stosowanie dekretów, bo postawienie im zarzutów wymaga uchylenia immunitetów sędziów i prokuratorom, co po uchwale SN nie było możliwe.
TK zbada sprawę w pełnym składzie. Rozprawie będzie przewodniczył prezes TK Andrzej Rzepliński, sprawozdawcą będzie sędzia Mirosław Granat.
Od września 2008 r. w Sądzie Okręgowym w Warszawie trwa proces autorów stanu wojennego - generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka oraz b. szefa PZPR Stanisława Kani. Nie wiadomo, kiedy proces mógłby się zakończyć. Na tok postępowania wpłynie zapewne pogorszenie zdrowia 87-letniego Jaruzelskiego. Według najnowszych ustaleń lekarzy może być on sądzony tylko raz w tygodniu i jedynie przez dwie godziny.
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN z Katowic oskarżył dziewięć osób - członków władz i Rady Państwa PRL. Po wyłączeniu przez sąd spraw trzech oskarżonych do oddzielnych postępowań oraz śmierci dwojga innych, dziś w procesie zostało czworo podsądnych. B. I sekretarz PZPR, b. premier i b. szef MON gen. Jaruzelski jest oskarżony o kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym", który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny (grozi mu do 10 lat więzienia). Drugi zarzut wobec niego to podżeganie członków Rady Państwa do przekroczenia ich uprawnień przez głosowanie za dekretami - wbrew konstytucji PRL, bo podczas sesji Sejmu. B. I sekretarz PZPR 83-letni Kania i b. szef MSW 85-letni gen. Kiszczak odpowiadają za udział w "związku przestępczym" - za co grozi do 8 lat więzienia. B. członkini Rady Państwa 81-letnia Eugenia Kempara ma zarzut przekroczenia uprawnień, za co grozi do 3 lat więzienia. Zarzuty przedawnią się w 2020 r.
Stan wojenny miał zdławić NSZZ "Solidarność" i zapewnić utrzymanie władzy przez partię komunistyczną. Jego autorzy uzasadniali to niebezpieczeństwem - ich zdaniem - przejęcia władzy przez "Solidarność". Stan wojenny miał być "mniejszym złem" wobec rzekomej groźby interwencji wojsk radzieckich. Historycy odrzucają dziś tę tezę, uważając, że dla PZPR stan wojenny nie był alternatywą dla interwencji. 31 grudnia 1982 r. stan wojenny został zawieszony, a 22 lipca 1983 r. odwołany, przy zachowaniu części represyjnego ustawodawstwa. Dokładna liczba osób, które w wyniku wprowadzenia stanu wojennego poniosły śmierć, nie jest znana. Przedstawiane listy ofiar liczą od kilkudziesięciu do ponad stu nazwisk. Nieznana pozostaje również liczba osób, które straciły w tym okresie zdrowie na skutek prześladowań, bicia w trakcie śledztwa czy też podczas demonstracji ulicznych.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.