Kot rasy sfinks, herbatka z ambasadorem i poruszający list katolika z Rosji - o tym pisze w liście z Kijowa przeor tamtejszych dominikanów o. Jarosław Krawiec.
Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
minęło kilka dni od mojego ostatniego listu. Ta przerwa nie była spowodowana bynajmniej tragicznymi wydarzeniami. Wręcz przeciwnie. Udało mi się wreszcie pojechać do Fastowa. Stęskniłem się już za moimi braćmi Miszą, Janem, Pawłem i Igorem, siostrami dominikankami Damianą, Moniką, Augustyną i Galą oraz niezwykłymi wolontariuszami tworzącymi Dom św. Marcina by wspomnieć choćby o Wirze, Katii i Zosi. Rozmowy telefoniczne nie zastąpią nigdy osobistego spotkania. Droga do Fastowa, oddalonego od nas o 80 km. była spokojna. Gdyby nie kontrole i wielokrotne sprawdzanie dokumentów oraz różne przeszkody na drogach zbudowane dla obrony miasta, to można by powiedzieć, że śladów wojny nie widać. Oczywiście ona jest i to całkiem niedaleko od Kijowa i Fastowa. Bardzo brutalna i potworna. W nocy w Fastowie słychać było z oddali wybuchy. Najwyraźniej spałem jednak mocno, bo dopiero rano dowiedziałem się od o. Miszy, że był jakiś alarm i wyły syreny. Potwierdza się przysłowie: „Im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz”.
Klasztor w Fastowie, to prosty budynek, a tak naprawdę przebudowany barak, który został podarowany dominikanom w latach 90-tych ubiegłego wieku przez jedną z firm budowlanych. Warunki są skromne, ale mieszkający tam ojcowie zawsze bronili się przed wygodami inwestując wszystkie zdobywane środki w remont kościoła oraz budowę Domu św. Marcina, który stał się wielkim centrum pomocy socjalnej i rehabilitacji. W malutkiej kaplicy klasztornej modliliśmy się rano odmawiając liturgię godzin. Naprzeciw nas wisiał krzyż wraz z figura Chrystusa konającego oraz dwie rzeźby przedstawiające klęczących pod krzyżem św. Dominika i św. Katarzynę ze Sieny. To stare figury pochodzące zapewne z jakiegoś dawnego dominikańskiego kościoła lub klasztoru jeszcze z sprzed II wojny światowej. Pamiętam, jak przed laty wraz z o. Miszą kupowaliśmy je u zaprzyjaźnionego antykwariusza w Czortkowie. Dziś, znów jest wojna i znów bracia stoją przed nimi oddając chwałę Bogu. Modląc się, myślałem o Rodzinie Dominikańskiej. Tak wiele w tych ostatnich dniach otrzymujemy listów i wiadomości od naszych sióstr i braci z całego świata. Tak wiele wyrazów solidarności, współczucia i zapewnień o modlitwie i postach za Ukrainę. Czytaliśmy dziś umieszczone w brewiarzu kazanie św. Leona, w którym ten wielki papież zachęcał, by nie wstydzić się Chrystusowego krzyża. „Niech się nikt nie boi cierpieć dla sprawiedliwości ani niech nie wątpi w osiągnięcie obiecanej nagrody, ponieważ przez pracę zdąża się do wytchnienia i przez śmierć do życia”. W tych ostatnich dniach takie słowa dodają sił i nadziei.
Po Mszy świętej poszliśmy wraz z o. Pawłem na kawę do budynku Domu św. Marcina. W pomieszczeniu kawiarni spotkaliśmy jedną z rodzin, która schroniła się na czas wojny w Fastowie. Mama z trójką dzieci. Maluchy zajadały kolorowe ciastka – donutsy najwyraźniej zadowolone z niedzielnego poranka. Dosiadł się, jeśli można tak powiedzieć, kolejny nowy mieszkaniec tego domu, kot rasy sfinks. Taki dość egzotyczny jak dla mnie. Nieco z nieufnością, ale coraz bliżej podchodził do nas. Chyba był głodny. A może po prostu tęsknił za ludźmi, jak zresztą ogromna liczba zwierząt pozostawionych w czasie wojny przez swoich właścicieli. Chwilę potem, uchyliły się drzwi i zajrzała do sali kilkuletnia dziewczynka. Zdyszanym głosem zawołała do nas po rosyjsku: „Nie było tu czarnego kota?” Odparliśmy, że niestety nie. „No nic” – uroczo westchnęła i pobiegła dalej. Za moment przyszła mama z synkiem. Na śniadanie był barszcz ukraiński. Chłopiec najwyraźniej nie chciał sam jeść. Mama zaczęła go karmić. Podałem jej krzesło: „niech Pani usiądzie, będzie wygodniej”. Podziękowała i uśmiechnęła się. Ale widać było smutek na jej twarzy. Jak na wielu innych twarzach mam, które dziś spotkałem w Fastowie. Wracając do klasztoru, zaczepiła o. Pawła inna pani. Była również z kilkuletnim synem. „Czy tutaj można się zapisać na ewakuację do Polski?” – zapytała. Paweł wyjaśnił jej, że jutro będzie taka możliwość. Podziękowała i poprosiła czy jeszcze może kogoś zapisać oprócz siebie i swojego dziecka. I jakby na odchodne dodała: „bo my jesteśmy donieccy. Z Horliwki. Już kiedyś uciekaliśmy od wojny i teraz znów uciekamy”. To miasto zostało w 2014 roku opanowane przez rosyjskich separatystów i weszło w skład tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Takich rodzin, samotnych matek, dzieci jest wiele… ciągle muszą uciekaniem ratować swoje życie.
Bracia z Fastowa od początku wojny pomogli w ewakuacji 972 osobom. Duża część z nich jest bezpieczna w Polsce. Inni wyjechali na zachód Ukrainy. Mogłem też zobaczyć magazyny z pomocą humanitarną docierającą do Fastowa z Ukrainy i kilku krajów Europy. Nie moglibyśmy pomagać bez Was. Dziękujemy, że jesteście.
Wyjeżdżając z Fastowa otrzymałem kilka bochenków upieczonego w nocy chleba. Znów ten zapach chleba w samochodzie! Co prawda, trochę mieszający się z zapachem benzyny nalanej do butelek, którą udało się po drodze kupić, by mieć paliwo do uruchomienia agregatu prądotwórczego. Oby się nie przydał! Powrót zajął dobrych kilka godzin, bo przy wjeździe do Kijowa wszystkie samochody są sprawdzane. Pocieszające je to, że wciąż jest dostęp do miasta, co oznacza m.in. że mamy co jeść. Rosjanom nie udało się go otoczyć.
Kilka bochenków chleba przekazałem od o. Miszy do polskiej ambasady. Wypiliśmy herbatę z panem ambasadorem, który oprócz nuncjusza apostolskiego jest jedynym dyplomatą z krajów europejskich (a i pewnie świata), który pozostał w Kijowie. Otrzymałem też nieco rzeczy, które przydadzą się potrzebującym, jakim pomagamy. W czasie rozmowy podeszliśmy do okna. Nasze zdziwienie i uśmiech wywołali krzątający się pracownicy służ miejskich Kijowa, którzy zamiatali ulicę. Zupełnie jak dawniej, jakby nie było wojny. Piękne! Teraz taka zwyczajność staje się niezwyczajnością.
Zakończę niezwykłym świadectwem katolików z Rosji. Ktoś dzielił się nimi dziś na ambonie. Bardzo poruszyło mnie to wyznanie. Jeśli jakimś cudem jego autor, przeczyta ten list, chciałbym mu bardzo podziękować za te słowa – odważne i pokorne. Jesteś szlachetnym człowiekiem. Niech w Twoim życiu spełni się to, co obiecał Jezus: «Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 31)… choć po tym co napisałeś, te słowa już stają się Twoim życiem. „Modlimy się za Was. Wstydzimy się! Wstydzimy się! wstydzimy się, że jesteśmy Rosjanami. Całe życie będę czuł się winny przed narodem ukraińskim. Nigdy nie głosowałem na putina i chodziłem na wszystkie dozwolone i zabronione wiece poparcia dla Ukrainy, ale i tak nic nie mogliśmy zrobić. Chciałbym prosić o przebaczenie wszystkich Ukraińców za te zbrodnie, które są dziś tworzone przez rosyjskie ręce. Tylko komu potrzebna jest moja skrucha, kiedy ludzie na Ukrainie cierpią i umierają. Wszyscy Rosjanie ponoszą teraz nieusuwalny grzech Kaina i żadne wyjaśnienie nie pomoże. Rozumiem, że to moja osobista opinia i wielu, nawet ludzi o podobnych poglądach, będzie nią oburzonych. Niemniej jednak kilka pokoleń Rosjan będzie musiało ponieść tę zbiorową odpowiedzialność. Chciałem to napisać otwarcie. Jeśli zechcesz to opublikować, będę usatysfakcjonowany. Nie ukrywaj mojego imienia, nie boję się. Nieustannie modlimy się za Ciebie i całą Ukrainę. Niech Bóg da ci pokój i szczęście!”
Z pozdrowieniami i prośbą o modlitwę,
Jarosław Krawiec OP, Kijów, niedziela 13 marca godz. 19:30.
Dane banku do przelewów:
Account Name: Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego O.O. Domikanow
Address: ul. Freta 10, 00-227 Warszawa, Polska
Bank: BNP PARIBAS BANK POLSKA S.A.
Address of bank: 2, Kasprzaka str., Warsaw, Poland
Branch Code: 16000003
Account Numbers (IBAN):
PL 03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 (PLN)
PL 73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 (USD)
PL 52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 (EUR)
SWIFT code (BIC code): PPABPLPK
Z dopiskiem: Wojna na Ukrainie
Zbiórka na organizację pobytu dzieci w naszym ośrodku w Fastowie:
Sekretariat Misyjny OO Dominikanów
ul. Freta 10, 00-227 Warszawa
PL 02 1090 2851 0000 0001 0580 2728
z dopiskiem: Wojna na Ukrainie
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.