Kilka tygodni temu na kairskim placu Tahrir przeciwko rządom Hosniego Mubaraka wspólnie protestowali muzułmańscy Arabowie i chrześcijańscy Koptowie.
– W Bengazi są wspólnoty zakonnic, które z wielkim oddaniem pracują w szpitalach. Siostry zamierzają pozostać, by w tym trudnym czasie nieść pomoc potrzebującym. Odpowiedzialni za służbę zdrowia i ludzie miejscowi są im bardzo wdzięczni. Także księża trwają na służbie w parafiach, gdzie pracują przede wszystkim wśród imigrantów z Filipin. Również oni chcą pozostać, dopóki będzie to możliwe, by służyć Libijczykom – mówił bp Martinelli.
Znacznie spokojniej jest na razie w Maroku i Algierii. Abp Landel zauważa, że wprawdzie w jego ojczyźnie też demonstrowano, domagając się od króla zmian w rządzie, ale monarcha rozładował sytuację tworząc specjalną radę mającą zająć się tym problemem. Obawia się natomiast wybuchu społecznego niezadowolenia w Algierii, gdyż „tak bogaty kraj nie może się rozwijać przy panującej w nim niesprawiedliwości”.
Dokąd zmierza arabska „wiosna ludów”?
Przewodniczący Papieskiej Rady „Cor Unum”, kard. Robert Sarah był zaskoczony wybuchem niezadowolenia w północnej Afryce. – Nie spodziewałem się, że w krajach, w których religią większości jest islam i ludzie nawykli są do poddaństwa, dojdzie do tak poważnego buntu. Najwidoczniej ucisk był silny, być może za bardzo. Człowiek wiele jest w stanie znieść, ale są granice. Przede wszystkim, kiedy ma się do czynienia z sytuacjami niesprawiedliwości, jakie te, które miały miejsce w krajach Maghrebu – wyjaśnia pochodzący z Gwinei purpurat.
Jego zdaniem „lud się buntuje, gdy widzi, że jego przywódcy bogacą się, podczas gdy on kąsany jest głodem i zmuszany do coraz większych poświęceń”. Nie wyklucza też, że „cały ten bunt, do którego doszło, spowodowany jest kontrastem pomiędzy bogactwem wywożonym z Afryki i głodem panującym w Afryce”.
Dokąd zmierza arabska „wiosna ludów”? Czy inicjatywę przejmą islamscy fundamentaliści? A może zwycięży demokracja, zapewniająca równe prawa wszystkim obywatelom bez względu na wyznawaną religię? Pytania te zadają sobie nie tylko obserwatorzy sceny politycznej, ale także przedstawiciele Kościoła.
Chaldejski arcybiskup Kirkuku w Iraku, Louis Sako zwraca uwagę, że Zachód nie zdaje sobie sprawy z tego, jakim naprawdę zagrożeniem byłaby islamizacja krajów Afryki Północnej i jak negatywne miałoby to konsekwencje dla Bliskiego Wschodu. Wzrost wpływów islamu oznaczałby poważne problemy dla wszystkich mniejszości religijnych w regionie. Dowodem na to jest sytuacja w Iraku po obaleniu reżimu Saddama Husajna. Tymczasem Zachodowi trudno zrozumieć to zagrożenie, ponieważ jest mu odległa koncepcja religii, która przenika wszystko, włącznie z życiem politycznym.
– Stoimy w obliczu dwóch ekstremizmów: muzułmańskiego, który dominuje na Bliskim Wschodzie i chce się dalej rozszerzać, oraz drugiego, którym jest sekularyzacja nie chcąca nawet uznać, że historia Zachodu jest chrześcijańska – mówi abp Sako. Zauważa przy tym, że przyszłość krajów, w których doszło już do przewrotu, jak i tych, gdzie dopiero się one rozpoczynają, stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jedno jest pewne: religia będzie elementem odgrywającym wielką rolę w budowaniu ich nowej państwowości.
Pełen nadziei pozostaje abp Landel. Podkreśla on, że na Europę „padł blady strach przed islamem” i uważa się, że „wszyscy chrześcijanie w krajach muzułmańskich są prześladowani”, tymczasem „to nieprawda”. Wyznawców Chrystusa zwalczają „małe grupy”, natomiast z większością muzułmanów chrześcijanie utrzymują dobre stosunki.
– Wiatr zaczął wiać w całej Afryce Północnej. Trzeba jednak czasu, aby proces zmian przyniósł konkretne owoce – mówi arcybiskup Rabatu. I dodaje, że choć coś się już w tym kierunku zmienia, to „długo jeszcze nie będzie można mówić o uznaniu prawa do wolności religijnej przez społeczeństwa krajów Maghrebu”.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.