Rektor seminarium w Worzelu o wojennych przeżyciach jego i innych ludzi.
Przeżywanie czasu wielkanocnego w splądrowanym przez Rosjan seminarium jest mocnym a zarazem bardzo wzruszającym przeżyciem. W rozmowie z Radiem Watykańskim wskazuje na to rektor seminarium w Worzelu ks. Rusłan Michałkiw podkreślając, że w tym mrocznym czasie Bóg jest z Ukrainą i jej cierpiącymi mieszkańcami.
Plądrowanie i niszczenie budynków religijnych wpisuje się w zbrodnie wojenne, których Rosjanie masowo dopuszczają się na ukraińskiej ziemi. „Ściany seminarium zostały, ale budynek wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. W kaplicy żołnierze ukradli nie tylko świece, ale nawet pudełko, w którym zbierany był wosk, a z zakrystii wynieśli stary odkurzacz” – mówi ks. Michałkiw.
„Wszędzie chodzili, pozabierali wszystko co mogli, nawet tak banalne rzeczy jak patelnie czy rzeczy osobiste. Jakby wichura przeszła i wszystko ze sobą pociągnęła. Nigdy przez drzwi nie wchodzili, tylko przez okna. Wiemy, że to jest styl Rosjan - bali się, że ktoś ładunek wybuchowy w drzwiach zostawił, bo oni tak często robili. Ludzie z Buczy opowiadali, że zostawiali bomby w bagażnikach samochodów, czy właśnie w drzwiach. Ktoś nie wie, otwiera i śmierć. Z kaplic zrabowali kielichy, obrusy, a przede wszystkim ukradli ważną dla nas pamiątkę-relikwię, czyli kielich mszalny, którego Jan Paweł II używał w czasie swej pielgrzymki na Ukrainę. Mija już drugi tydzień, jak po ewakuacji wróciliśmy do seminarium. Cały czas nie ma wody, prądu, światła, gazu, ale da się przyzwyczaić do tych ograniczeń. – mówi papieskiej rozgłośni rektor seminarium. – Rozumiemy, że bardzo dużo ludzi, od których zależy nasza wolność i za których się modlimy, ma jeszcze gorzej: żołnierze marzną, nie mają możliwości zjeść czegoś ciepłego, umyć się, wygodnie wyspać, a ryzykują dla nas swoim życiem. Dlatego jest to czas, w którym wielu ludzi inaczej patrzy na wartości; na to co osiągnęli, co się naprawdę liczy, a co jest nieważne. Mam nadzieję, że to nie zabrzmi poetycko, ale nasza rzeczywistość jest bardzo prosta: budzisz się i doceniasz, że żyjesz; że masz jeszcze jedną okazję porozmawiać i napić się z kimś herbaty.“
Ks. Rusłan podkreśla, że ewakuując seminarium i patrząc na wyjeżdżających parafian mocno doświadczył tego, że ściany świątyni są tylko wyrazem żywego Kościoła. „Z kaplic zabraliśmy Najświętszy Sakrament, to było tak jakby Bóg uchodził razem z nami” – mówi kapłan podkreślając, że ludzie powoli wracają, co widać też po rosnącej frekwencji na Mszach. W parafii działa też punkt pomocy żywnościowej wspierany przez lokalną Caritas.
„Ważną częścią codzienności są rozmowy z ludźmi, którzy tu zostali, doświadczyli działań i obecności Rosjan. Jedna z kobiet opowiadała nam, że helikopter wojskowy, z którego teren był ostrzeliwany wisiał nad jej domem. Huk był taki, że aż uszy bolały. Najpierw się denerwowała, przeżywała to wszystko a potem modliła się Ojcze nasz, odmawiała Psalm 90, jakby chroniąc się w Panu i Pan Bóg dawał jej spokój, nawet pies mimo huku u jej nóg zasypiał – wspomina ks. Rusłan. – W jednej z wiosek długi czas brakowało chleba i jak go w końcu przywieźli do każdy do ręki dostawał pół bochenka. Ludzie nie jedli chleba od razu, ale wąchali go. Opowiadała nam jedna kobieta, że stali 5-10 minut i wąchali zapach otrzymanego chleba. Doświadczenie mocy śmierci, która z ogniem Rosjan przychodzi, ale potem doświadczenie prawdziwej mocy życia w Chrystusie. Dla mnie jest to doświadczenie bardzo cenne, przemieniające. Bardzo dużo ludzi odkryło Pana Boga, przynajmniej zaczęło się modlić, więcej się modlić. Jak mówić o nadziei? Każdy szuka teraz na czym się oprzeć, bo jak nie masz na czym się oprzeć to się chwiejesz. I to cię niszczy i zaczynasz szukać na kim się oprzeć, kto by taką pewność dał. I w tym wszystkim Pan Bóg staje się blisko.“
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.