Podobno książki starzeją się teraz w kilka tygodni: coś jest nowością, sprzedaje się, a potem spada na sam koniec długiej listy.
Nie wiem doprawdy, czy rozumienie tego fenomenu możemy ograniczyć do zasad handlu i promowania tytułu – i zupełnie się tym nie przejmować. Czy też jednak coś w tym jest w szerszym znaczeniu – i trzeba słusznie dopytać, ile jest warta książka, której treść dezaktualizuje się w zaledwie kilkadziesiąt dni? Czy można w takich wypadkach jeszcze w ogóle mówić o treści, literaturze, sensie? A może ta niezgoda na głębię (?) tkwi nie w książkach, lecz raczej w nas, czytelnikach?
Kreowanie wizerunku, tworzenie marki: autora, wydawnictwa, księgarni, portalu jest na pewno zjawiskiem skomplikowanym – to prawda; zaznaczmy, że jest to fakt oczywisty (czy nie mamy nikomu za złe, że jedni piszą, wydają, polecają mniej, rzadziej, inni więcej, częściej). Zostawiając ten aspekt na boku, postawmy jednak pytanie o tę powszechną (?) niechęć do tego, co mogłoby być nie najnowsze, nie najmodniejsze, nie na czasie. Trudno czasem oprzeć się wrażeniu, że coraz mniej liczy się to, co człowiek ma do powiedzenia (a właściwie napisania), a coraz bardziej to, czy podsuwa nam coś nowego, oryginalnego albo chociaż w nowej odsłonie.
Skąd w nas takie oczekiwanie? Czy wszystko tłumaczyć można pośpiechem współczesności, błyskawicznie zmieniającym się światem, koniecznością jak najmniej bolesnego dostosowywania się do zaistniałych okoliczności? Czy może w nas samych jest to pęknięcie, tęsknota za tym, co dopiero nadejdzie, porzucanie teraźniejszości, niepamięć o przeszłości? Gonitwa za – za czym właściwie? Nie wiem.
Pół biedy zresztą, jeśli dotyczy to książek. W końcu czytać warto, nawet (także) nowości. Ale ten pęd jest obecny i w innych dziedzinach życia. Nowszego modelu komórki lub ciuchów na jeden sezon możemy sobie nie kupować, nie ma problemu. Nastolatkowi trudniej to wytłumaczyć, ale damy radę (zawsze można postawić go przed faktem dokonanym). Co jednak, jeśli w naszych relacjach z ludźmi czy w tej podstawowej, życiodajnej relacji z Bogiem ciągle czekamy z jedną nogą w powietrzu, aż ktoś powie nam coś nowego, co wyrwie nas z gnuśności, wskaże kierunek, pomoże w rozwoju? Zamieramy, szukając wciąż nowych projektów, poruszających zdarzeń, nowych kluczy do rzeczywistości. Przyjęte sakramenty zdążyliśmy zapomnieć, rekolekcje sprzed roku pokrył kurz, a czytania z ostatniej niedzieli też jakoś nie brzmią zbyt świeżo w naszych uszach (zwłaszcza że kaznodzieja znów mówił to samo, coś tam o nawróceniu i miłości).
Książka zestarzała się w kilka tygodni? Może to tylko pozory. Może ma nam ona ciągle coś ważnego do powiedzenia i trzeba zadbać, żeby ciągle pozostawała w wydawniczej ofercie. Możliwe też, że zamiast ponosić kolejne koszty, polując na nowości, musimy zmienić czytanego autora, portal wydawniczy, dostawcę. Warto?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.