Natura ludzka jest niezmienna. Metody stosowane do postawienia na swoim – też zawsze podobne.
Wielki Tydzień, tydzień w którym wspominamy to, co wydarzyło się dwa tysiące lat temu z Jezusem z Nazaretu. I tydzień, który kończymy przypomnieniem zwycięstwa, jakie ostatecznie odniósł opromieniając cały świat blaskiem zmartwychwstania. Wspominamy, ale i uczymy się. Przynajmniej powinniśmy się uczyć, prawda? Bo Wielki Tydzień to nie tylko jakaś ceremonia wspominkowa, ale i lekcja dla chrześcijan żyjących tu i teraz....
Napisałem niedawno tekst, w którym analizuję wymiany zdań między Jezusem i świadkami tamtych wydarzeń. Uderza jedno: Jezus wobec oskarżających Go głównie milczy. Nie podejmuje dialogu – dziś byśmy powiedzieli. Dialogiem, rozmową, prócz dania Janowi Maryję za Matkę, można nazwać jedynie wymianę zdań z Piłatem, pouczenie płaczących niewiast i obietnicę daną skruszonemu łotrowi. Lekcja jaka z tego płynie jest dla niektórych chyba zaskakująca: nie zawsze warto rozmawiać. To znaczy byłoby warto, gdyby rzeczywiście chodziło o rozmowę. Ale bywa – tak było podczas męki Jezusa – że nie chodził o wymianę opinii, ale o znalezienie powodu do skazania. Takie pseudodialogi niczego dobrego nie wnoszą. I dlatego zwyczajnie nie mają sensu. Dziś chciałbym jednak zwrócić uwagę na inny aspekt tego, co działo się z wtedy z Nazarejczykiem Jezusem (który dla mnie jest Jezusem Chrystusem, Synem Bożym i Zbawicielem).
Osądzenie przez przywódców Izraela. Zwrócili Państwo na to uwagę? Najpierw jest zatrzymanie, potem szukanie powodów, by skazać na śmierć. Dziwne kolejność. Ha, ale i dziś bywa nie inaczej. Najpierw się kogoś bierze na celownik. Potem znajduje, o co można go oskarżyć.
A dalej? W opowieści św. Jana Jezus najpierw staje przed Annaszem. Gdy ten wypytuje Go o jego naukę i uczniów Jezus przypomina oczywistość: można było spytać świadków albo przyjść posłuchać co mówię; nie trzeba było Mnie jak jakiegoś zbója zatrzymywać nocą przy pomocny uzbrojonej bandy. Odpowiedź? Jezus został spoliczkowany. Bo tak się nie mówi do Arcykapłana. Charakterystyczne, prawda? W dzisiejszych, dotyczących różnych istotnych spraw dyskusjach, ten argument też się pojawia. „Tak nie wolno mówić”. Nieważne, że to coś jest potrzebne, by coś innego zrozumieć. Tak się nie mówi, tak mówić nie wolno. I koniec.
A potem... Co było u Kajfasza wiemy z opowieści innych Ewangelistów. Jezus na oskarżenia nic nie odpowiadał. W końcu jednak zapytany wprost, czy jest Mesjaszem, Synem Bożym, potwierdził. I co? No i to wystarczyło, żeby Go skazać na śmierć. Za bluźnierstwo. Warto zauważyć: Jezus nie został skazany za to, co mówił i zrobił wcześniej, ale za to, że podczas przesłuchania powiedział coś, co uznano za bluźnierstwo. Dziś? Przecież dziś bywa podobnie. Oskarżający o te czy inne sprawy łatwo przechodzą do porządku dziennego nad tym, że oskarżenia okazały się fałszywe. To nie problem. Problemem jest to, że w międzyczasie ktoś, broniąc się, czy broniąc kogoś innego, zdążył powiedzieć coś, za co można rzucić nowe oskarżenia. Fałsz poprzednich oskarżeń ukrywa się za krzykiem oskarżycieli.
Dość charakterystyczne jest też to, co działo się z Jezusem przed sądem Piłata. W relacji Jana, najobszerniejszej, już to pierwsze, aroganckie „Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy Go tobie” każe widzieć po co przyszli do niego oskarżyciele Jezusa. Nie by szukać prawdy, ale zatwierdzić wyrok. Inny Ewangelista, Łukasz, zapisze, że oskarżano Go o podburzanie narodu, odwodzenie od płacenia podatków i podawanie się za Mesjasza - Króla. Skąd my to znamy prawda? Mieszanina półprawd i ordynarnych kłamstw. Owszem, Jezus uważał się za Mesjasza, ale nie Mesjasza politycznego. Można powiedzieć, że podburzał naród, ale nie do walki z Rzymem, tylko do porzucenia skostniałego judaizmu, a przyjęcia Jego nauki. Zupełnie zaś niezgodne z prawdą było, że odwodzi od płacenia podatków. Ale to nieistotne, prawda? Dziś wielu by pewnie powiedziało „coś w tych oskarżeniach jednak było”.
Potem zaś, gdy Piłat będzie się wahał, Żydzi posuną się do szantażu: „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi”. Czyli zatwierdź wyrok, bo podkablujemy – fałszywie – że tolerujesz tu buntowników. Grubo, prawda? Znów: dziś w rzeczowych ponoć dyskusjach pojawiają się podobne argumenty: jeśli nie będziesz krakał tak jak my, to znaczy, że... I tu każdy może sobie dopowiedzieć sam. Ot, jesteś wrogiem oczyszczenia Kościoła, jesteś zwolennikiem dyktatury, jesteś zacofanym ciemniakiem itd itp. Prawda jest nieistotna. Twoje wewnętrzne przekonania zresztą też: możesz je sobie mieć. Istotne, żebyś głośno opowiedział się za tym, za czym chcemy, żebyś się opowiedział. Bo inaczej będziesz kolejnym celem.
Na końcu opowieści o oskarżania Jezusa przed Piłatem umieścił Jan najbardziej wstrząsającą scenę. Gdy Piłat złośliwie pyta, czy naprawdę ma ukrzyżować króla Żydów oni mówią „Poza Cezarem nie mamy króla”. Druzgocące. Żeby wymóc skazanie Jezusa posunęli się do odrzucenia Boga – bo to On zawsze był jedynym władcą Izraela, wszyscy sprawujący rządy, wszyscy królowie działali w jego imieniu – i deklaracji, że ich królem jest Cezar. Też charakterystyczne. W dzisiejszych sporach również często nie liczą się prawda, przyzwoitość, ba, nawet sam Bóg się nie liczy. Liczy się, żeby było tak, jak ja chcę. Nawet gdyby trzeba było zdradzić na chwilę swoje ideały.
Tak, bardzo pouczająca ta opowieść o męce Jezusa. Uczy, że krzyk to słaby argument. Choć można wymóc nim nawet skazanie Boga na śmierć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.