Co najmniej 15 uczestników antyprezydenckiej demonstracji zostało zastrzelonych w poniedziałek przez wojsko i policję w mieście Taiiz, w południowo-zachodnim Jemenie - poinformowała agencja AFP, powołując się na źródła szpitalne.
Lekarz, z którym rozmawiała francuska agencja, powiedział, że zabici zginęli od kul; ponadto są "dziesiątki rannych" - wskazał. Dodał, że żołnierze i funkcjonariusze sił bezpieczeństwa w dalszym ciągu strzelają do manifestantów, którzy domagają się ustąpienia prezydenta Alego Abd Allaha Salaha.
Według świadków uzbrojeni mężczyźni ubrani po cywilnemu otworzyli także ogień do protestujących w portowym mieście Al-Hudajda. Nie ma na razie informacji o poszkodowanych.
Pod koniec stycznia Jemen ogarnęła fala protestów przeciwko Salahowi, rządzącemu krajem od 32 lat. 25 marca prezydent po raz kolejny zapowiedział, że jest gotów przekazać władzę następcy wyłonionemu w wyborach, które miałyby się odbyć przed końcem tego roku.
Jemen, jeden z najbiedniejszych krajów arabskich, oprócz szyickiej rebelii na północy boryka się również z separatystycznym ruchem na południu oraz wzrostem wpływów i wzmożoną działalnością Al-Kaidy.
Obecna fala protestów w Jemenie została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.