Dwadzieścia sześć osób zginęło w czasie oiątkowej prodemokratycznej demonstracji w Darze w południowo-zachodniej Syrii, gdy służby bezpieczeństwa otworzyły ogień do manifestantów, chcąc rozpędzić tłum - poinformowały w niedzielę organizacje pozarządowe.
Sześć syryjskich i kurdyjskich organizacji podało w komunikacie, że "policjanci i agencji służb bezpieczeństwa otworzyli ogień, żeby rozpędzić pokojowe zgromadzenie". Dara jest epicentrum antyreżimowych demonstracji w Syrii.
Dwie kolejne osoby zostały zabite przez funkcjonariuszy w prowincji Hims. Sobota była dniem uroczystości pogrzebowych osób zabitych w demonstracjach, które odbyły się w całej Syrii w piątek.
Demonstranci domagają się ustąpienia prezydenta Baszara el-Asada, a także swobód politycznych i walki z korupcją.
Społeczne protesty w Syrii - do tej pory jednej z najsurowszych dyktatur w świecie arabskim - trwają od połowy marca i pociągnęły za sobą dziesiątki ofiar śmiertelnych.
Należał do szkoły koranicznej uważanej za wylęgarnię islamistów.
Pod śniegiem nadal znajduje się 41 osób. Spośród uwolnionych 4 osoby są w stanie krytycznym.
W akcji przed parlamentem wzięło udział, według policji, ok. 300 tys. osób.
Jego stan lekarze określają już nie jako krytyczny, a złożony.
Przedstawił się jako twardy negocjator, a jednocześnie zaskarbił sympatię Trumpa.
Ponad 500 dzieci jest wśród 2700 przypadków cholery, zgłoszonych pomiędzy 1 stycznia a 24 lutego.