Podobnie jak to się dzieje w niektórych stanach amerykańskich, także w Wielkiej Brytanii rodzice zaczynają walczyć o zmianę systemu i rodzaju materiałów używanych do wychowania seksualnego w szkołach. Bowiem materiały te wprowadza tam osiem różnych „dobroczynnych organizacji LGBT”.
Wydział Oświaty w imię „popierania mniejszości seksualnych” zabrania rodzicom nawet kopiowania i zamieszczania tych treści w mediach. Problem ten przedstawił m.in. londyński dziennik „The Telegraph” 20 czerwca w artykule „Brutalny seks, fetysze i setki rodzajów płciowości”.
47-letnia Clare Page, matka dwóch uczennic, które uczęszczały do szkoły podstawowej, a następnie średniej w Lewisham na przedmieściu Londynu, nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy w szkole pokazano jej materiały przedstawiające dzieciom „nawet setkę możliwych rodzajów płci”. A jej wzburzenie wywołały znajdujące się tam materiały pornograficzne, takie jak brutalny seks i fetysze. Gdy chciała je skopiować, a następnie umieścić w mediach, nie zgodziły się na to władze szkolne, powołując się na wytyczne Wydziału Oświaty. Mimo to rozpoczęła ona walkę z systemem, w którym stanowisko tzw. trzeciej strony – w tym wypadku organizacji „Stonewall-charity LGBT” – ma większą wartość niż obawy a nawet przerażenie rodziców.
W rozmowie z dziennikiem matka oświadczyła, że jej wątpliwości co do programu wychowania seksualnego w szkołach zrodziły się już w 2018 r. „Moja młodsza córka, wówczas 9-letnia, po powrocie z lekcji w szkole podstawowej zaczęła pouczać mnie, że «istnieje o wiele więcej rodzajów płci niż tylko dwie» i że «gdy wymieniamy jakąś konkretną postać historyczną, powinniśmy mówić ‘oni’, gdyż nie mamy pewności, jakiego zaimka chciałaby ona użyć: ‘on’, ‘ona’, a może jeszcze jakiegoś innego». Uznałam taką ideę wychowawczą za szaloną (wacky idea). Poszłam do szkoły, gdzie z niedowierzaniem usłyszałam, że są to nowe zalecenia Ministerstwa Edukacji w sprawie wychowania seksualnego, ustalone we współpracy z organizacjami LGBT” – wspominała C. Page
Wytyczne te zaczęto wprowadzać do programów wszystkich szkół w Anglii w 2019 r. Zawierały one m.in. promocje symbolicznej postaci „Cinderelli” (Kopciuszka), która może w sposób magiczny zmieniać swoja płciowość i to nawet wiele razy. Bohaterka artykułu uznała tego rodzaju edukację za „jak najbardziej kontrowersyjną i powodująca psychiczne problemy u dzieci”. Poza tym sprzeciwiła się poglądowi, jakoby takie wychowanie było „politycznie neutralne”, to zaś jest wbrew prawu obowiązującemu w brytyjskim szkolnictwie.
W 2021 na stronie „Stonewall-charity LGBT” kobieta znalazła linki z materiałami propagującymi fetysze, zabawki seksualne i podręczniki do „szybkiego, brutalnego i anonimowego seksu”. Zaniepokojona wybrała się jeszcze raz do szkoły, tym razem średniej. Gdy poprosiła znowu o wgląd w materiały edukacyjne, przyznała, że „przeżyła wstrząs, gdyż dyrektor szkoły oskarżył mnie o «nękanie twórców tych materiałów»”. Później, gdy powołując się na prawo do „wolności w sprawach informacji” (freedom information law), chciała ona skopiować te materiały, aby pokazać je innym rodzicom i mediom, dyrekcja nie zgodziła się na to, powołując się na „dyskretną umowę” z ich dostawcami.
Podobnie jak to podkreślało wcześniej wielu rodziców w USA, C. Page też zauważyła, że „nasze szkoły i władze oświatowe chcą kształtować na swój sposób społeczeństwo kosztem odbierania praw przysługującym rodzicom. Te programy powodują, że dzieci zaczynają podważać swoją płciowość. Właściwie trudno byłoby znaleźć dzisiaj taką rodzinę, w której nie byłoby dziecka mającego problemy z własną płcią” - uważa Clare Page.
Rozpoczęła ona spór prawny z tego rodzaju systemem wychowania. Okazało się niebawem, że zaczęła ją popierać duża grupa podobnie myślących rodziców. Utworzyli oni już fundusz wspierający tę walkę w sądach, na razie w wysokości 11 tys. funtów. Wsparła ją także grupa rodziców ze Szkocji też przerażanych „pornografią” szerzoną w tamtejszych szkołach.
Na razie nie wiadomo, jak zakończy się ta walka samotnej matki, choć popieranej przez podobnie myślących innych rodziców. W marcu br. Gillian Keegan – sekretarz ds. edukacji – wystosowała list do szkół, w którym zgodziła się, żeby rodzice mogli mieć wgląd w materiały wychowawcze. Chociaż dyrekcje szkół nadal zasłaniają się tym, że „organizacje z zewnątrz mają swoje prawa autorskie”, to jednak zezwala się rodzicem oglądać te materiały, ale tylko na terenie szkoły.
Nie czekając na wynik sprawy sądowej i uważając, że „dzieje się tu jakaś nieuczciwość w stosunku do moich dzieci, które nie mogą już niczemu ufać”, pani Page przeniosła je do innej, jej zdaniem, nieco lepszej szkoły.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.