Międzynarodowa organizacja obrony praw człowieka Human Rights Watch skrytykowała syryjski reżim, który w obliczu bezprecedensowych, trwających od dwóch miesięcy protestów śledzi rodziny opozycjonistów i obrońców praw człowieka oraz bliskie im osoby.
"Rządzący Syrią mówią o wojnie przeciwko terrorystom, ale to co widzimy na miejscu to wojna przeciwko zwykłym Syryjczykom: adwokatom, bojownikom o prawa człowieka, studentom, którzy domagają się demokratycznych reform we własnym kraju" - oświadczyła w niedzielnym komunikacie Sarah Leah Whitson, dyrektorka ds. Bliskiego Wschodu organizacji mającej siedzibę w Nowym Jorku.
"Stan wyjątkowy może i został oficjalnie zniesiony, ale na ulicach Syrii represje nadal są regułą" - oceniła Whitson.
W ostatnich tygodniach w Syrii aresztowano kilkuset manifestantów, a podczas krwawych represji w niedzielę zginęło siedem osób.
Zatrzymanych w niedzielę dysydentów jednak zwolniono, m.in. opozycjonistę Riada Sejfa i aktywistkę praw człowieka Catherine Talli.
Według HRW, syryjskie siły bezpieczeństwa w niektórych przypadkach zatrzymały bliskich i sąsiadów przeciwników reżimu partii Baas i nie wiadomo, gdzie są przetrzymywani.
"Rząd syryjski wykorzystuje wszystkie możliwe rozwiązania, aby zatrzymać i ukarać tych, którzy apelują o obywatelskie reformy w kraju" - powiedziała pani Whitson, wskazując, że wielu bojowników postanowiło ukryć swoje rodziny.
Według niej praktyki te świadczą, że "w Syrii wznoszony jest systematycznie na nowo mur strachu w jednym tylko celu - by pozwolić prezydentowi Baszarowi al-Asadowi i jego klanowi utrzymać żelazną ręką władzę".
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.