Jubileusz 2025 zbliża się milowymi krokami. Na dzień dzisiejszy najbardziej zainteresowane są biura podróży. Co kilka dni znajduję w skrzynce na listy ofertę.
Sprowokował Andrzej Macura swoimi spostrzeżeniami na czerwonym świetle. A właściwie wywołał dwa wspomnienia.
Rok 1989. Wyszedłem z kolegą na spacer po Paryżu. Jak na porządnego Polaka przystało zatrzymałem się na czerwonym świetle. Czemu się zatrzymujesz? Przecież nic nie jedzie. Tu jest wolny świat. Zresztą, zobacz – wskazuje na sąsiednie przejście. Tam jest taka kropka. Znak dla nas, że z lewej nic nie nadjedzie. A w Paryżu żartują – dodał – czerwone światło jest po to, byś w razie kolizji wiedział, że to twoja wina.
Kilkanaście lat później. Rzym, Piazza Pia. Uraczeni świetnymi lodami, wolnym krokiem, jak na upalny dzień przystało, idziemy od Zamku Anioła w kierunku Via della Conciliazione. Po drodze czerwone światło. Polacy, owszem, grzecznie czekają. Inne nacje, widząc pustkę po prawo i lewo, śmiało wkraczają na jezdnię. Po drugiej stronie policjant. Bez notesu w ręku. Nerwowo rozgląda się na obie strony. Nagle zauważa nadjeżdżające samochody, wyskakuje na środek i zatrzymuje ruch. Nikt nie trąbi.
Niektóre rzymskie zwyczaje zdążyły już przejść do legendy. Był czas, gdy kierowcy zakładali się z pilotami wycieczek o spore kwoty. Oczywiście wygrywali skręcając na zakazie i jadąc pod prąd. Bywało kierujący policjant zatrzymywał ruch, by autobus mógł wykonać niezgodny z przepisami manewr.
Stojące przed domem drzewo zasłaniało widok z tarasu. Wojciech Cejrowski, właściciel rancza w Stanach, udał się do sąsiada, by dowiedzieć się u kogo można zyskać pozwolenie na wycinkę. Ten zdziwił się. To nie jest twoje? Moje – odparł podróżnik. Skoro twoje dlaczego masz kogokolwiek pytać o pozwolenie?
Mam jednak wątpliwości. Niepisane zasady życia w innym świecie prawdopodobnie często nijak mają się do naszych realiów. Wielokrotnie byłem światkiem gdy pieszy, będąc około pięćdziesięciu metrów od przejścia i widząc nadjeżdżający samochód, zaczynał biec, by udowodnić kto ma pierwszeństwo. Z drzewami podobnie. Zamiłowanie do betonozy wciąż w społeczeństwie żywe. Co się da trzeba wyciąć i obłożyć płytkami lub granitową kostką. Przed Wszystkimi Świętymi pewna osoba utyskiwała na dwa rosnące w kwaterze stare dęby. Tyle roboty z liśćmi. Zasypały wszystkie leżące na grobie plastikowe kwiaty.
Ktoś powie: prawo jest po to, by je zachowywać. Dura lex, sed lex. Owszem, ale starożytni rzymianie znali też inną zasadę: summum ius, summa iniuria. Co zrobić gdy dura (głupie) równa się iniuria (krzywda)? Przed takimi problemami stają często pracownicy socjalni. Potrzebna jest natychmiastowa pomoc. Ale musi być złożony wniosek i podejmowana jest decyzja, uprawomocniająca się po dwóch tygodniach. Udzielona przed tym terminem pomoc jest niezgodna z prawem. Urzędnik może spotkać się z zarzutem sprzeniewierzenia środków publicznych. Na szczęście są organizacje pozarządowe nie mające takich barier, ale nie wszędzie.
Inny temat chodzi mi jeszcze po głowie. Już nie prawny. Duszpasterski. Jubileusz 2025 zbliża się milowymi krokami. Póki co najbardziej zainteresowane są biura podróży. Co kilka dni znajduję w skrzynce na listy ofertę. W Internecie też ich nie brakuje. Pierwsze spostrzeżenie. Poza nazwą „Pielgrzymka Jubileuszowa” program niczym nie różni się od wyjazdów w innym czasie. W większości z nich nie ma nawet miejsca na Drzwi Święte. A jeśli już…
Mam jeden taki program przed sobą. Wylot z Warszawy o 6:20. Czyli przylot na Fiumicino 9:00. Dojazd do centrum około 45 minut. Wyjazd z Rzymu następnego dnia po południu. Organizator chce upchnąć w tym czasie cztery bazyliki, Mszę przy grobie Świętego Jana Pawła II, muzea watykańskie i wszystkie atrakcje starożytnego Rzymu (łącznie z czasem wolnym). Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Samo oczekiwanie na przejście przez bramki do Świętego Piotra potrafi zająć godzinę i więcej. Może u Świętego Pawła będzie krócej. Gdy tymczasem Dykasteria ds. Ewangelizacji zachęca, by ostatni odcinek drogi przejść pieszo. Zaczynając jeśli nie od Chiesa Nuova, to przynajmniej od wspomnianego wyżej Piazza Pia, gdzie każda grupa otrzyma krzyż, z którym przejdzie ostatni odcinek drogi, zakończonej modlitwą i wyznaniem wiary przy konfesji Świętego Piotra. Ostatnia, najkrótsza trasa, w roku 2016 zajęła nam dwie i pół godziny.
Jest też inna propozycja, nieobecna w żadnej z otrzymanych ofert. Pielgrzymka do Siedmiu Kościołów. Przygotowano nawet specjalną stronę internetową. Trasa mierzy około 20 kilometrów. Dostępne są dwie katechezy na każdy odcinek, propozycje śpiewów i modlitw. Początek w Chiesa Nuova. Tam uczestnik pielgrzymki ma zapoznać się ze wskazaniami Świętego Filipa Neri i modlić się między innymi o ducha pokuty za grzechy, poprawę z zaniedbań w służbie Bożej, wdzięczność za Boże dobrodziejstwa, świętość całego Ludu Bożego, za grzeszników tkwiących z uporem w grzechach i za dusze w czyśćcu cierpiące. Stąd, do Zamku Świętego Anioła, pielgrzymowi towarzyszy pieśń: „Wielki Pan już nadchodzi, by spotkać mnie ponownie, rozbrzmiewająca pieśń i taniec radują moje serce”. Tłumaczenie dość dowolne (podobnie jak polska wersja hymnu Jubileuszu) pieśni, a właściwie piosenki, dialektem rzymskim tchnącej. Melodia i rytmika wskazują raczej na kapelę z jakiegoś zaułka na Zatybrzu. Aleć to jego mieszkańcy byli pierwszymi adresatami propozycji Świętego Filipa Nereusza. Posłuchajmy.
Oratorium Già viene il Gran Signore - Lauda #1 con Giovanni Lindo Ferretti e Ambrogio Sparagna
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Przyszedł św. Mikołaj do Polaków, ale nie do pracowników handlu"
Nie może być jedynie forum dla krajów, które myślą w ten sam sposób.