Zasnęliśmy głębokim snem przekonani, że mamy receptę na wszystkie bolączki świata, że może być tylko lepiej...
Życie na prowincji, konkretnie polskiej wsi, ma swoje uroki, ale i wady. Do ostatnich niewątpliwie należy brak miejsc, gdzie można spotkać się, porozmawiać, wymienić poglądy, doświadczyć swoistej burzy mózgów z której wyłaniają się nowe idee i pomysły. Wadą jest brak w pobliżu kina, teatru czy księgarni. Mimo wszystko nie ciągnie mnie do miasta. Wspomniane wyżej braki rekompensuje wschód i zachód słońca, śpiew ptaków, przechadzające się pod oknem zwierzęta, las z jego ciszą, a przede wszystkim dystans do tego, co inni natychmiast podchwytują, komentują, dzielą na części składowe, domagając się usłyszenia, akceptacji ich wizji, opowiedzenia się za lub przeciw.
Dwa ostatnie wieczory. Wtorek i środa. Zachód słońca. Stałem w oknie i nie mogłem napatrzeć się na widowisko, zgotowane przez naturę. Przy okazji, myśląc o naturze, uświadomiłem sobie, że mimo przeszło czterdziestu lat kapłaństwa, momentami myślę świeckimi kategoriami. Boć świetlny taniec zachodzącego słońca to jedno ze wspaniałych dzieł Stwórcy. Czyż nie czytamy w Psalmie 136: „On uczynił wielkie światła (…) Słońce, by dniem władało (…) Księżyc i gwiazdy, by władały nocą”.
Myślenie świeckimi kategoriami doszło do głosu w rozmowach z sąsiadką. Wracaliśmy z kościoła po wieczornej liturgii Środy Popielcowej. Patrzymy na kolejną słoneczną rewię i wspominamy dziadków. Ona: moja babka mówiła, że taki zachód słońca oznacza zmianę pogody. Ja: a moja, że będzie wojna. W swojskim, ludowym odczytywaniu znaków na niebie coś jest. Zresztą nie tylko swojskim.
Niebo w płomieniach to nie tylko wieczorne zorze. Także polska literatura. Dziś w dużej mierze zapomniana. Zatem przypomnijmy. Burzy się świat po zamachu w Sarajewie. Teofil Grodzicki, wraz z rodziną, jedzie do Triestu. „Ze świtu, który płonął w oknie wagonu, z łoskotu pociągu, który echem odbijał się w górach, z chłodu alpejskiej nocy – niepojęte siły drzemiące w człowieku stworzyły wyroczne widziadło. Teofil ocknąwszy się zobaczył twarz ojca i matki, obie spokojne, chociaż i nad nimi wisiała pożoga. Nie widzieli jej, nie czuli. Klucznik czasu, otwierający wrota nowemu Eonowi, pominął te dwie prostoduszne istoty, które spały snem rybaków pod Górą Oliwną, i zatrzymał się nad duszą Teofila, pełną trwogi, oczekiwania i nadziei”.
Ale zanim świt płonący w oknie wagonu zbudził Teofila, był inny sen. „I ani się nie spostrzegł, jak pewnego dnia usnął w drodze, z sercem spokojnym i ufnym, przekonany, że cień, który go osłania, pada od potężnego gmachu, a nie od stosu kamieni, zgromadzonych do budowy fundamentów”. Drzemiący w ich cieniu Teofil – wyjaśnia Autor we wstępie – wyobraża „stary wiek XIX, ukołysany marzeniami o rozstrzygniętych problemach, i wielu w nim wychowanych nie zdołało się po dziś dzień obudzić. Teofil Grodzicki, o ile go znam, otrząśnie się z tego snu”.
Historia lubi się powtarzać, ale ludziom z trudem przychodzi wyciąganie z niej wniosków. Choć – podobno – jest nauczycielką życia. Zasnęliśmy głębokim snem przekonani, że mamy receptę na wszystkie bolączki świata, że może być tylko lepiej, że za dzień, za chwilę, sięgniemy po długowieczność a najnowsze osiągnięcia techniki pozwolą nam zapomnieć o pracy i poznawać świat. Obudził nas huk broni, armatnie salwy, bessa na giełdach, a to, co wydawało się być pewnikiem okazało się być stertą kamieni. Choć przeżywamy Święty Rok Nadziei ostatnio coraz mniej jej w naszych sercach i z lękiem patrzymy w przyszłość. Uzasadnionym. Boć przecież nie trzeba czołgów na ulicach. Wystarczy kilkugodzinny brak prądu i już wpadamy w panikę. O braku Internetu nie wspomnę. Jakby nie patrzeć jesteśmy od tych wszystkich cudowności uzależnieni. Może nawet bardziej niż alkoholik od trunków. Stąd i w płonącym wieczorem niebie skłonni jesteśmy bardziej widzieć zapowiedź wojny niż zmiany pogody.
Trwoga, oczekiwanie, nadzieja. Paradoksalnie niebo zapłonęło u początku Wielkiego Postu. Czasu prowadzącego do dnia (właściwie nocy), kiedy wielbić będziemy „słońce nie znające zachodu”. Ale zanim to nastąpi Piotr zaśnie, w trwodze będzie patrzył na sąd i niosącego krzyż Mistrza, z lęku przed zemstą na uczniach zamknie się w Wieczerniku. Być może gdzieś po głowie snuła będzie się mu dana w Psalmach obietnica: „Pan Bóg jest słońcem i tarczą (…) Za dnia nie porazi cię słońce ni księżyc wśród nocy. Pan cię uchroni od zła wszelkiego”.
Niebo płonie. Znak, że Pan Bóg wyciągnął tarczę, by nas chronić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Światowy Program Żywnościowy ostrzegł, że jego zapasy w Strefie Gazy wystarczą na dwa tygodnie.