Większość Brytyjczyków popiera wyjście kraju z Unii Europejskiej. Tylko co trzeci nich to euroentuzjasta. Ostatnio zebrano ponad 100 tysięcy osób podpisów pod petycją z żądaniem referendum w sprawie wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE.
Tydzień temu z inicjatywy premiera Davida Camerona rząd w Londynie uruchomił stronę internetowa z e-petycjami. Każdy może tam stworzyć własną petycję, a jeśli uda się pod nią zebrać 100 tys. podpisów, to zawartym w niej żądaniem będzie się musiał zając parlament.
Dzięki temu niezrzeszona deputowana z West Midlands Nikki Sinclaire stworzyła petycję z żądaniem referendum w sprawie wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i udało jej się zebrać wymagana liczbę podpisów.
Najprawdopodobniej do plebiscytu jednak nie dojdzie, ponieważ przeciwny temu jest premier Cameron. jego przedstawiciel oświadczył, że za obowiązujący uważa wynik referendum z 1975 r., gdy ponad 2/3 głosujących opowiedziało się za członkostwem w UE.
Nie wiadomo jednak, jak sprawy potoczną się w przyszłości, bo już obecnie 52 proc, Brytyjczyków przeciwnych jest członkostwu kraju w UE. Za pozostaniem jest 30 proc. (Dane te pochodzą z sondażu instytut YouGov). Dlaczego? Eurosceptyczna deputowana Sinclaire odpowiada, że - po pierwsze - ludzie chcą, by krajem kierowały władze w Londynie, a nie eurokraci. A po drugie, nie da się dłużej ignorować kosztów członkostwa kraju w Unii Europejskiej, które wynoszą obecnie 48 mln funtów dziennie, czyli prawie 5 tys. funtów od każdego gospodarstwa domowego.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.