W stosunkach polsko-litewskich, które w ostatnich latach uległy ochłodzeniu, potrzebny jest dialog - uważają obserwatorzy sceny politycznej na Litwie. Przyczyn pogorszenia się relacji upatrują w nierozwiązanych problemach polskiej mniejszości narodowej.
"Ważne jest, by rozmawiać i słyszeć to, co mówi druga strona" - uważa historyk i politolog Vladas Sirutaviczius. "Chyba za mało ostatnio ze sobą rozmawialiśmy. Dialog jest konieczny i to nie tylko na szczeblu prezydentów czy premierów" - uważa były ambasador Litwy w Polsce Antanas Valionis.
Opinię tę obaj wyrazili podczas dyskusji na temat relacji polsko-litewskich zorganizowanej z okazji przypadającej 5 września 20. rocznicy wznowienia stosunków dyplomatycznych między Polską i Litwą. Dyskusja odbyła się w Wilnie.
Valionis przypomniał, że na początku lat 90. zostało ogłoszone partnerstwo strategiczne między obu krajami; aktywnie działały polsko-litewskie komitety przy urzędach prezydentów i premierów obu krajów, systematycznie odbywały się posiedzenia Polsko-Litewskiego Zgromadzenia Poselskiego.
"Prowadziliśmy intensywne rozmowy, dążąc do Unii Europejskiej i NATO, a teraz, niestety, po osiągnięciu tych celów, przestaliśmy ze sobą rozmawiać" - mówił Valionis.
Zdaniem litewskiego historyka Antanas Kulakauskasa, na pogorszenie stosunków dwustronnych w wielkiej mierze miała wpływ ostatnia zmiana na stanowisku prezydenta w obu krajach.
Przed dwoma laty prezydentem Litwy została Dalia Grybauskaite, która od początku krytykowała politykę zagraniczną swego poprzednika, przykładającego wielką wagę do relacji polsko-litewskich Valdasa Adamkusa. Nowa pani prezydent zapowiedziała, że będzie realizowała politykę pragmatyczną, a nie sentymentalną. Jednocześnie po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskigo w Polsce do władzy doszedł Bronisław Komorowski, polityk Platformy Obywatelskiej, partii, która również charakteryzuje się pragmatyzmem.
Wielu litewskich polityków i komentatorów uważa jednak, że zasadnicze przyczyny pogorszenia się stosunków dwustronnych jest bezczynność w rozstrzyganiu problemów polskiej mniejszości narodowej na Litwie. Jednocześnie coraz częściej politycy z obecnej koalicji rządzącej, głównie konserwatyści, zarzucają poprzednim władzom kraju, że te zwodziły władze Polski, obiecując rozstrzygnięcie kwestii podnoszonych przez litewskich Polaków. Zdaniem niektórych litewskich polityków, obietnice składane Polsce przez wiele lat, na przykład przyjęcia ustawy o oryginalnej pisowni nazwisk polskich, były zbyt wygórowane, bo - jak twierdzą - sprzeczne z litewskim ustawodawstwem.
W momencie gdy Polska zdecydowanie zaczęła domagać się realizacji zgłaszanych przez polską mniejszość na Litwie postulatów, litewscy narodowcy o silnym antypolskim nastawieniu, którzy tymczasem weszli w skład współrządzącej partii konserwatywnej Związek Ojczyzny - Litewscy Chrześcijańscy Demokraci, zaczęli głośno mówić o presji wywieranej przez Polskę na Litwę i o zagrożeniach dla litewskości, jakie niesie obecność polskości na Wileńszczyźnie.
Od lat sporne kwestie są niezmienne: zwrot ziemi na Wileńszczyźnie, pisownia nazwisk polskich, dwujęzyczne tablice z nazwami ulic i miejscowości, w których większość stanowią Polacy i oświata polska, o której ostatnio jest najgłośniej.
Polacy na Litwie oburzają się, że w ciągu 20 lat tylko 15 proc. właścicieli ziemi w Wilnie, a są to głównie Polacy, odzyskało swą własność; wokół Wilna swą ziemię odzyskało 50 proc. ubiegających się o jej zwrot, a w innych regionach kraju własność zabrana przez Związek Radziecki została zwrócona prawie w 99 procentach. Litwini twierdzą, że problem ze zwrotem ziemi w Wilnie i na Wileńszczyźnie nie jest wyrazem złej woli, że spowolniony tu proces restytucji ma swe obiektywne przyczyny. Jedną z takich przyczyn jest na przykład - zdaniem władz - brak dokumentów archiwalnych. Przed wojną Wilno i Wileńszczyzna należały do Polski. Jest to często powód do stwierdzenie, że brakuje odpowiednich dokumentów. Mieszkańcy Wileńszczyzny są zmuszeni udowadniać w sądach, że rzeczywiście są spadkobiercami swej ziemi, że są dziećmi swych rodziców. Polacy twierdzą, że takie działania są celowe i zmierzają do pogorszenie sytuacji Polaków na Litwie.
Polacy od lat domagają się zapisywania swych nazwisk w dokumentach w oryginalnej, polskiej pisowni. To zresztą przewiduje zawarty w 1994 roku traktat polsko-litewski. Tymczasem Litwini twierdzą, że na taki zapis nazwisk polskich nie pozwala litewska konstytucja.
Polacy na Litwie, zgodnie ze standardami europejskimi, chcą podwójnego zapisu nazw ulic i miejscowości. Litwini twierdzą, że nie zezwala na to ustawa o języku litewskim.
Jeżeli chodzi o oświatę, Litwini, utrzymując, że Polacy na Litwie nie znają języka państwowego, postanowili część przedmiotów w szkołach polskich wykładać po litewsku. Polacy przekonują, że młode pokolenie Polaków doskonale zna język litewski, podkreślają, że od lat w szkołach polskich na Litwie maturę składa się w języku litewskim. Dlatego - zdaniem litewskich Polaków - decyzja wprowadzenia języka litewskiego jako języka wykładowego do szkół polskich jest jedynie decyzją polityczną, która ma doprowadzić do likwidacji polskości, tak jak się to stało na Kowieńszczyznie.
Polacy pamiętają, że przed wojną w Kownie stanowili 40 proc. mieszkańców, a w 10 gminach wokół Kowna aż 80 proc. W 1926 roku na Kowieńszczyźnie rozpoczęto walkę z polską oświatą. Dziś o obecności Polaków na Kowieńszczyźnie świadczą głównie cmentarze.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego wśród czytelników największego dziennika litewskiego "Lietuvos Rytas", opublikowanego w tym tygodniu, 63 proc. czytelników uważa: "jeżeli żyjesz na Litwie, to ucz się po litewsku; jeżeli ci się tu nie podoba - granice naszego kraju są otwarte".
Nie wszyscy Litwini tak uważają. Historyk Sirutaviczius przekonuje na przykład, że polskie nazewnictwo ulic i miejscowości obok litewskiego, "nie stanowi niebezpieczeństwa, nie zagraża nawet litewskiej tożsamości kulturalnej". Podkreśla, że "integracja litewskich Polaków z litewskim społeczeństwem jest procesem skomplikowanym" i że odgórne narzucanie tego procesu wywołuje reakcję odwrotną do zamierzonej.
W ocenie Kalakauskasa, "Litwa, która uważa siebie za państwo zachodnie o standardach liberalno-demokratycznych, wcześniej czy później będzie musiała zaprzestać walki z polską mniejszością narodową".
"Głupotą jest uważanie, że polskie nazwy na Wileńszczyźnie zagrażają językowi państwowemu. Od 500 lat na terytorium Litwy mieszkają ludzie rozmawiający po polsku. To jest część naszego dziedzictwa kulturowego, naszej historii. Nonsensem jest uprawianie w I połowie XXI wieku polityki nacjonalistycznej, która dominowała w dwudziestoleciu międzywojennym. Komuś się wydaje, że walka z mniejszością polską jest wyrazem patriotyzmu. To głupi patriotyzm" - uważa Kułakauskas.
Na Litwie politycy i naukowcy są zgodni: aby wyjść z zaistniałego impasu w stosunkach polsko-litewskich, należy rozpocząć dialog.
Wiceminister spraw zagranicznych Litwy Egidijus Meilunas podczas obchodów 20. rocznicy wznowienia polsko-litewskich stosunków dyplomatycznych, komentując postanowienie premierów obu krajów o powołaniu polsko-litewskiego zespołu ds. edukacji, wyraził zadowolenie, że "rozpoczynamy otwartą i szczerą rozmowę o problemach, bo podczas poprzednich rocznic był tylko szampan i toasty za strategiczne partnerstwo, a problemy pomijano".
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.