(Nie) tak jest jak się państwu zdaje

Bywają sytuacje, które potrafią zmylić także tego niby bardziej doświadczonego.

Sytuacja numer 1. Mały Mareczek, syn Danki, rodzi się nie w pełni sprawny. Wielowadzie, brzmi diagnoza. Rozwija się gorzej niż jego rówieśnicy. Nie dość, że słabo je, bo coś z przełykiem, to jeszcze złamał rękę. Ma wtedy dwa latka, może trzy. „Wypadł z łóżeczka” – tłumaczy jego matka. Niebawem Mareczek trafia do szpitala z sińcami na całym ciele. „Dziecko maltretowane” – orzekają lekarze. Rozprawa w sądzie rodzinnym to formalność. Dziecko zostaje przewiezione do ośrodka prowadzonego przez zakonnice. Jego matka krąży w kółko po pokoju jak tygrys w klatce. Zapewnia, że ani ona, ani ojciec dziecka nic Mareczkowi nie zrobili. On, ojciec, jest co prawda porywczy i wszystko chce mieć poukładane jak trzeba, ale żeby rękę na dziecko podniósł? W ośrodku sińce na ciele Mareczka nie znikają, więc maluch znów trafia do szpitala. Tym razem badania trwają dłużej. Jest diagnoza, z której wynika, że to choroba. Jest leczenie. „Weź papiery ze szpitala, zanieś do sądu” – sugeruję Dance, ale ta milczy. Cóż, pewnie przyzwyczaiła się już do nowej sytuacji – odwiedziny u Mareczka od czasu do czasu. Poza tym ona nie bardzo sprawna, a dziecko specjalnej troski… Po latach dowiaduję się, że sińce sińcami, ale rączkę złamał dziecku ojciec, szarpiąc je, żeby wreszcie stanęło na nogi. Wściekły, że wszystkie dzieci w  wieku Mareczka już chodzą, a ten ledwo siedzi...  

Sytuacja numer 2. Dziewczynki trafiły do domu dziecka. Ojciec nie ma prawa ich zabierać, ba, nawet nie powinien się z nimi kontaktować i to ze słusznych powodów, ale babcia? Dobre babcine oczy za okularami, krótko przystrzyżona siwa fryzurka, śląska oma na sto procent. Przychodzi w niedzielne południe i proponuje, że zabierze dzieci do ZOO. Dlaczego nie? Wieczorem siostrzyczki wracają. „Jak tam w ZOO? Jakie zwierzęta widziałyście?” – pyta wychowawczyni. Starsza mruczy coś niewyraźnie, młodszej wyrywa się: „Byłyśmy u taty.”

Sytuacja numer 3. Pani Ula jest wesołą i energiczną kobietą. Prawda, lubi wypić za dużo. Kiedyś sama zaliczyła jakiś dom dziecka czy ośrodek wychowawczy, teraz córkę, swoje jedyne dziecko, odwiedza w ośrodku. Czasem przyniesie jakieś książki wyrwane ze śmietnika. „Ludzie tak wyrzucają, a wam się przydadzą, u was ktoś to przeczyta.” Niedawno otrzymaną od ludzi farbą pomalowała kuchnię. Na wściekły róż, ale jest czysto. Może pani Ula spróbowałaby zawalczyć o powrót dziecka do domu? „Pani Urszulko, niech się pani trochę ogarnie, a my pomożemy pani napisać pismo do sądu.” Tylko dlaczego podczas jazdy tramwajem mała Anetka podchodzi do kolejnych pasażerów i uśmiecha się przymilnie? Tajemnica wkrótce się wyjaśnia. Dziecko przyuczone jest do żebraniny w środkach lokomocji. Do drobnych kradzieży sklepowych też.

Sytuacja numer… Nie, już dosyć tych sytuacji, w których jest inaczej niż wydaje się powierzchownemu obserwatorowi. Sytuacji, które czasem potrafią zmylić także tego niby bardziej doświadczonego. Tymczasem w mediach dość często pojawiają się łzawe reportaże, artykuły o rodzinach skrzywdzonych odebraniem dzieci przez bezdusznych pracowników socjalnych, kuratorów, takich rodzimych jugendamtowców.  Przecież wiadomo, że kochającej się rodziny rozdzielać nie wolno, dzieci zabierać. Tyle, że ten, kto to pisze, zwykle nie zna w szczegółach całej sytuacji (jako się rzekło trudnej często do analizy i oceny nawet dla osób zajmujących się nią zawodowo). Albo zna ją z jednej tylko strony. No i nie jest w najmniejszym stopniu odpowiedzialny za to, co się  wydarzyć może. I tak zwraca na przykład uwagę czytelnika, słuchacza, widza na cierpienie chorej psychicznie matki, której chcą dziecko zaraz po urodzeniu odebrać. Pewnie, że chorej psychicznie matce nie można odbierać dziecka z automatu, że jeśli jest ona otoczona bliskimi, odpowiednim wsparciem, zażywa leki, może całkiem dobrze funkcjonować. Jeśli jednak wsparcie praktycznie nie istnieje a z przestrzeganiem zaleceń lekarskich różnie bywa? Czy ten, kto epatuje czytelnika, słuchacza, widza cierpieniem kobiety, której chcą zabrać dziecko, będzie odpowiadał, gdy noworodek przy niej pozostanie, a coś potoczy się nie tak?  

Na razie wahadło opinii publicznej wyraźnie wychyla się w jednym kierunku – zostawić dziecko w środowisku rodzinnym, pomagać biednym, ratować więzi za wszelką cenę. Wychyli się w drugą stronę? Pewnie tak. Kiedy? Odpowiedź jest brutalna – kiedy ktoś zginie. Kamilek, Zosia, Brajanek. Wtedy pojawią się pytania, gdzie byli nauczyciele, pracownicy socjalni, kuratorzy, sąsiedzi. Dlaczego odpowiednie służby nie zareagowały w porę? Może nawet powstanie kolejna ustawa, lex Kamilek 2, która – jak i ta pierwsza- niewiele pomoże, a życie utrudni.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9°C Sobota
wieczór
7°C Niedziela
noc
5°C Niedziela
rano
9°C Niedziela
dzień
wiecej »