Kościół w Boliwii potępił rozpędzenie przez policję indiańskiego marszu na La Paz. Tubylcy chcieli w ten sposób zaprotestować przeciwko inwestycjom drogowym na terenie zamieszkiwanego przez nich rezerwatu
Boliwijskie władze zdecydowały się siłą przerwać protest rdzennej ludności, gdy jego uczestnicy zastosowali przymus wobec napotkanego po drodze ministra spraw zagranicznych. W czasie rozpędzania marszu, w co włączyły się także osoby postronne, zginęło dziecko, a wiele osób odniosło rany bądź zostało zatrzymanych.
Biskupi Boliwii już na początku indiańskich protestów wzywali władze do podjęcia dialogu z tubylcami. Po zajściach sekretarz episkopatu, bp Oscar Aparicio, stanowczo potępił użycie przemocy wobec bezbronnych, która jego zdaniem zamyka drogę do negocjacji. Co ciekawe, od brutalnej akcji policji odciął się także prezydent Evo Morales i zapowiedział zawieszenie kontrowersyjnej budowy transamazońskiej autostrady.
"Nie wystarczy wyznawać wiarę, trzeba angażować się na rzecz dobra."
Leon XIV zapewnił Zełenskiego o modlitwie, by ucichł huk oręża.
Działacze partii komunistycznej uznali, że inicjatywa ma tło polityczne.
Włoskie media przytaczają fragmenty wywiadu 70-letniego Johna Prevosta.
Narody, nawet te najmniejsze i najsłabsze muszą być szanowane.