Ludzie dobrzy na wojnie stają się jeszcze lepsi a miłosierdzie się mnoży.
Śledząc różne teksty odnieść można wrażenie, że Synod postrzegany jest przez większość obserwatorów jako potencjalne starcie wielkich frakcji.
Czy jestem tradycjonalistą? Choć kocham Tradycję, to pewnie jednak nie.
Upraszczając: jakaś wspólna przestrzeń, dwoje dorosłych i różnica zdań. O różnym natężeniu.
Pamięta ktoś jeszcze ten serial?
Natchnień można szukać w różnych miejscach, sytuacjach czy spotkaniach z innymi, ale także – a może przede wszystkim – z Bogiem.
Potrzebne jest stymulowanie w poszczególnych miejscowościach zespołów liturgicznych będących bardziej wspólnotami wiary, niż tylko „techniczną obsługą” nabożeństw.
Gdy woda staje się bronią masowego rażenia ludziom jeszcze bardziej potrzeba kropel nadziei a one rodzą się z pamięci, obecności, wsparcia i naszej modlitwy.
Czyli Synod i odwieczne prawa natury.
Łatwo jest krytykować innych. Znacznie trudniej samemu konsekwentnie dorosnąć do swoich ideałów.