Rwanda: Kościół nie jest katem

Rzeczpospolita/a.

publikacja 08.10.2005 08:03

To tragiczna pomyłka - mówi ks. Stanisław Filipek, pallotyn pracujący w Rwandzie, komentując oskarżenie belgijskiego duchownego Guya Theunisa o udział w zamordowaniu ośmiuset tysięcy ludzi w 1994 roku.

- W obiektach sakralnych schroniło się wiele osób. Wcześniej, gdy w Rwandzie dochodziło do napięć, nawet najwięksi okrutnicy nie wkraczali do kościołów. Tym razem również Kościół był na celowniku. Żołnierze często zmuszali wszystkich do wyjścia z kościoła. Potem wojsko odchodziło i do ataku przystępowała tzw. milicja interahamwe. Mnie również od śmierci dzieliły sekundy. Jeden z żołnierzy odbezpieczył już granat i chciał go rzucić w moją stronę. W ostatniej chwili ktoś go powstrzymał. Pan Bóg czuwał nade mną. Niestety, ludzi, którzy schronili się w naszej kaplicy, spalono żywcem. - Część Rwandyjczyków ma żal do duchownych lub wręcz oskarża ich o udział w masakrze. - Często są to ci, którzy masakr nie widzieli. Mamy świadomość, że ginęli ludzie. Nie mogliśmy ich jednak ochronić i ta bezsilność wobec szalejącego zła była dla nas powodem wielkiego cierpienia. Nie obronili ich też żołnierze ONZ. Oni mieli broń, my nie. Spalono nam kaplice, zdemolowano domy. Zabito prawie połowę episkopatu i jedną trzecią duchownych. Jedyną naszą winą jest to, że jeszcze żyjemy. Może powinniśmy zginąć razem z ludźmi. Nie można jednak żądać od każdego postawy heroicznej, zwłaszcza w chwili strasznego terroru. Jest ona bowiem darem od Boga. - Nie zapominajmy też, że wiele osób udało się nam ochronić. Po masakrze nieśliśmy pomoc humanitarną, stworzyliśmy centra pojednania. Zajęliśmy się sierotami. Nie wiem, dlaczego komuś zależy, by zrobić z Kościoła katolickiego kata, podczas gdy jest on ofiarą. - Jednak, według światowych agencji prasowych, część ludności Rwandy straciła zaufanie do Kościoła katolickiego i po masakrze zaczęła przechodzić na islam? - Agencje te manipulują informacjami, uprawiają ideologię potępiania Kościoła katolickiego. Tymczasem katolicy stanowią ponad połowę Rwandyjczyków i wciąż ich przybywa. W mojej parafii w zwykły dzień na poranną mszę przychodzi prawie 500 osób. - Muzułmanów jest bardzo mało. Islam ma jednak więcej pieniędzy z zewnątrz. W Rwandzie tam, gdzie jest choć trzech muzułmanów, buduje się meczet. Zbudowano tu też ponad dwieście świątyń świadków Jehowy. Nie widzę napięcia między różnymi wyznaniami. Problemem są sekty promujące relatywizm i destrukcję tradycyjnych wartości. Takie organizacje mnożą się jak grzyby po deszczu, tylko w ostatnich latach powstało ich kilkadziesiąt. - Wartościom tym zagrażają też programy typu Gender promowane przez ONZ, nawołujące do wolności seksualnej i niszczące rodziny. My bronimy człowieka w potrzebie, bronimy zdrowej rodziny i opieramy się na wartościach, które nam daje ewangelia i przykazanie miłości Boga i bliźniego. - Czy te napięcia mogą doprowadzić do nowej wojny? - Rwanda ma zaledwie 26 tys. km kw. i znów prawie osiem milionów mieszkańców. Są kraje, może instytucje, którym może zależeć na zmniejszeniu tej liczby. Najskuteczniejszy sposób to wojna. My jednak wierzymy w pojednanie między Rwandyjczykami. Wymaga to czasu i wiary. W Polsce na pojednanie z Niemcami trzeba było czekać ponad 40 lat. - Ludzie pragną pokoju. Trzeba im pomóc w odbudowie kraju, w zwalczeniu głodu. Świat nie może też traktować przyrostu demograficznego jako zagrożenia. To przecież szansa na rozwój i nadzieja. Rozmawiał Jacek Przybylski

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona