Co straszy apostołów nowoczesności

Brak komentarzy: 0

Rzeczpospolita/Tomasz P. Terlikowski/a.

publikacja 29.12.2007 05:56

Zwolennicy nowoczesności uznali, że najważniejszym elementem rozwoju cywilizacyjnego Polski jest laicyzacja, a przynajmniej zepchnięcie Kościoła i ludzi wierzących do kruchty - napisał publicysta Rzeczpospolitej Tomasz P. Terlikowski.

Magdalena Środa idzie jeszcze dalej, sugerując, że jedyne, czego dzieci mogą się nauczyć w domu, to „egoizm i hedonizm” („Wychowujemy egoistów”, Newsweek 16.12.2007 r.), a drogą do wyuczenia wartości odmiennych jest przekazanie wychowywania dzieci państwu, które – nawet wbrew woli rodziców – powinno zapewnić siedmio-, ośmiolatkom prawo wyboru religii. Każdy z tych postulatów jest tylko krokiem na drodze do zbudowania państwa rzeczywiście postępowego. A na jego końcu leży projekt państwa liberalnego maksimum (od razu trzeba zastrzec, że np. Cezary Michalski jest mu wrogi), w którym – jak w Wielkiej Brytanii katolickie ośrodki adopcyjne muszą przekazywać dzieci parom homoseksualnym, jak w Szwecji, gdzie pastor może trafić przed sąd za stwierdzenie, że homoseksualizm jest grzechem. Przeszkodą na drodze do realizacji takiego projektu jest oczywiście Kościół. Dlatego trzeba ustawić go w roli głównego przeciwnika nowoczesności, praw ludzkich i prześladowcy kobiet (robią to Magdalena Środa czy Piotr Pacewicz, uznający „katolicką etykę seksualną za okrutną”) albo też przypisać mu zupełnie nową, niezgodną z jego misją rolę. Ma on być nie tyle „znakiem sprzeciwu”, ile gwarantem spokoju społecznego, świadkiem tradycji, ewentualnie (choć to już może zaczepiać o „państwo wyznaniowe”) ornamentem na rozmaitych uroczystościach narodowych. Istotne jest jednak to, by nawet nie próbował się wychylać z nauczaniem moralnym. Kościół milczący można pochwalić (zrobił to Mirosław Czech w tekście „Bić PiS z prawej strony” za rozsądne odcięcie się od postulatów integrystów). Ale Kościół nauczający o zasadach moralnych musi zostać pouczony i zganiony za to, że stara się zachować linię wyznaczoną przez Benedykta XVI. „Polski episkopat chce się wpisać w dominujący dzisiaj ton nauczania Kościoła powszechnego – usztywnienie doktryny wobec postępów laicyzacji w całej Europie. Rzecz jednak w tym, że taka postawa charakteryzuje wspólnoty mniejszościowe, walczące o samą możliwość przetrwania (…) Tymczasem Kościół w Polsce wciąż się rozwija (…) może więc sobie pozwolić na postawę otwartą wobec wyzwań, jakie niesie współczesność” – sugeruje Czech („Tu rządzi episkopat”). Optymalny Kościół w Polsce to zatem taki, dla którego nauczanie moralne Watykanu jest mniej istotne, niż „wyzwania niesione przez nowoczesność”. Taki milczący lub – jeszcze lepiej – przytakujący Kościół byłby idealnym partnerem do budowania nowej konstrukcji. Wymaga ona wprawdzie naruszenia ideowego i moralnego status quo, na którym opiera się (dość zresztą chwiejnie) III RP od momentu zakończenia zimnej wojny religijnej z początku lat 90., ale nie stanowi to zmartwienia przeciwników państwa wyznaniowego. Oni chcą zbudować lepszy ustrój i mają do tego prawo, w odróżnieniu od integrystów, którzy chcą tylko niszczyć spokój społeczny. Dziwna to wizja debaty i dyskursu, ale nie ma co ukrywać, coraz częstsza na Zachodzie, do którego mamy przecież dołączyć poprzez szybki proces okcydentalizacji - podsumowuje Terlikowski.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona