Czy gdybym już wtedy był księdzem, byłbym wart wywiezienia do Dachau?
Dużo mamy do zrobienia. Bo bez odbudowy rozległych horyzontów w głowach Polaków, nawet wygrane wybory niewiele znaczyć będą.
Mój felieton sprzed tygodnia zakończyłem słowami: „patrząc w daleką przyszłość”. A co z przeszłością?
Życie jest wielowymiarowe, dlatego spojrzenie na człowieka, na każdego człowieka, także na jego przynależność do naszej wspólnoty, musi być wyważone.
Mierzi nas nieraz przerost zewnętrznej komunijnej oprawy – bywa że w kościele, bywa że w domu.
Wielość ciężkich tematów jest przytłaczająca. Może więc coś lżejszego? – pomyślałem.
Oczywiście, są także wielkie, ludne, żywe parafie w zamożniejszych stronach. To jednak dla mnie inna planeta.
No i spotkaliśmy się po raz czterdziesty siódmy. Bo maj i czerwiec to sezon na rocznice.
Przekaz informacji, wiadomości, swoich wrażeń i przemyśleń musi iść w parze z Dobrem.
Te wyjazdy formowały uczestników – ale także mnie formowały. Tworzyły tyle więzów między nami...