Ostatnimi czasy kontury się rozmywają, barwy bledną, energia młodzieży rozprasza się na tysiące maleńkich spraw. W efekcie rośnie poziom duchowej entropii.
Oliwce to ja się nie dziwię. Remiza naprzeciw okien, wujek strażak, jak syrena wyje – to filmu nie trzeba.
Czy istnieje coś takiego jak pedagogika prenatalna? Czyli jakiś wpływ na wychowanie dziecka zanim ono się urodzi?
Wydaje mi się, że proboszcz – bez wątpienia ojciec parafii – nie powinien posady zajmować, gdy z natury rzeczy jest już dziadkiem.
Człowiek zbyt poważny jest niebezpieczny dla otoczenia.
Powinno nam zależeć na wspieraniu wszystkiego, co jest, bądź może być, podwaliną ewangelizacji.
Pytam, jak doprowadziliśmy do tego, że w kraju uważanym za religijny nie liczy się ani ludzkie prawo, ani Dekalog, ani Ewangelia, ani nawet zdrowy rozsądek.
Świętą rację ma papież Franciszek przestrzegając przed pesymizmem. Ale rozumiem też moich kolegów – frontowych duszpasterzy.
Nikt mi wprost nie powiedział, że ślub nic nie daje – ani cywilny, ani kościelny. Ale chyba o to owym parom chodziło.
Mądrych mam parafian. Potrafią patrzyć na impresjonistyczny obraz i widzieć więcej niż barwne ciapki na płótnie. I spokój zachować. Mimo wszystko.