Co wiemy o abp. Dziwiszu?

www.kul.lublin.pl/a.

publikacja 03.06.2005 12:16

Abp Dziwisz często mówił dziennikarzom "Pamiętajcie, że mnie nie ma". Zawsze był w cieniu. Co o nim wiadomo?

A zaczęło się to wszystko o czym chcę mówić dnia 16 października 1978 r., od którego to dnia Kardynał z Krakowa został wybrany na Głowę Kościoła, a tym samym zmuszony do zmiany swojego stałego pobytu z grodu nad Wisłą na Wieczne Miasto z nad Tybru. Za swoim Arcypasterzem i Ojcem udał się i ks. Stanisław Dziwisz jako osobisty Sekretarz Papieża Jana Pawła II, z przydomkiem właściwie towarzyszącym Mu do dzisiaj: "Don Stanislao". O ile przed Papieżem Janem Pawłem II otwierał się nowy szeroki gościniec życia, o tyle dla ks. Stanisława Dziwisza rozpoczynała się równolegle do tego gościńca biegnąca na razie wąziutka ścieżka. Ileż na tej ścieżce czaiło się niewiadomych. Jedna wszakże nie ulegała wątpliwości: nie wolno było opuścić Ojca, który stał się Ojcem podwójnie bo Głową Kościoła, potrzebującym jakżeż szerokiego, ale nade wszystko synowskiego zatroskania na tym niewiarygodnie szerokim i niewyobrażalnie długim gościńcu jaki miał przemierzać Pontyfikat Jana Pawła II. Mikroskopijny Watykan miał poszerzyć swoje granice o 100 odwiedzonych krajów wszystkich kontynentów, przebieganych z papieską pochodnią ewangelizacji wypełniającej 88 pielgrzymek apostolskich poza Italią i kilkaset wewnątrz Italii, pokonując przestrzenie wyrażające się w przekraczających milion kilometrów. Próbuję to wyliczyć nie po to, by o tym dokładnie informować, ale żeby powiedzieć, że obok tego niesamowitego gościńca, ścieżka ks. prałata Dziwisza snuła się nieprzerwanie i to nie pasywnie, jako bierny świadek, ale wkraczając w jej meandry z niezmiennie synowskim zatroskaniem, aby Papież-Pielgrzym nie zawadził nogą o wystającą ostrą skałę, nie znalazł się w orbicie morowego powietrza, czy nie natknął się na nieprzewidziane zagrożenie. Musiał do bólu wytężać słuch i napinać wzrok. A nie było to synowskie zatroskanie możliwe bez uczenia się Kościoła na całym okręgu globu ziemskiego. To zaś oznaczało, że nie miał czasu na troskę o własne zdrowie, siły i zainteresowania. Życie osobistego Sekretarza Papieża było ciągle otwartym oknem na życie i niezmordowaną działalność Głowy Kościoła. I tak jest nie tylko w czasie papieskiego pielgrzymowania po świecie, ale również, a nawet przede wszystkim wtedy, gdy pozostaje On w Watykanie, a więc w toku względnie spokojnego kierowania Kościołem. Zupełnie bowiem spokojnym nie jest ono nigdy. Echa bolesnych fermentów wijącego się w konwulsjach współczesnego świata, przenikają bowiem grube mury Watykanu, zakłócając panującą tam ciszę i atmosferę modlitwy. I głównym gwarantem i stróżem tej jedynej w swoim rodzaju atmosfery i racjonalnie wydozowanej miary zakłócenia tej atmosfery jest ks. biskup Stanisław Dziwisz. To On ma prawo i obowiązek zajęcia się stopniem fizycznej wydolności, gotowości i woli Głowy Kościoła zrezygnowania z izolacji od hałasu świata nie wiele znaczących jego odgłosów. I tu tkwią korzenie niespotykanego w przeszłości wyniesienia ks. prałata Dziwisza osobistego Sekretarza Papieża do godności biskupiej oraz wysokiej godności pro-Prefekta domu papieskiego. W pierwszym przypadku stanowi to wskazówkę jak głębokie jest zanurzenie Księdza Biskupa w rytm pracy Głowy Kościoła, w drugim stopień odpowiedzialności za stworzenie optymalnych warunków, żeby Papież tę jedyną w swoim rodzaju misję troski o Kościół jak najskuteczniej mógł wykonać.

Więcej na następnej stronie