Pożegnanie księdza-poety

www.kuria.lublin.pl/a.

publikacja 03.02.2006 20:29

Dziecięca ufność towarzyszyła mu nawet w godzinie konania. Szepcząc: "Jezu, ufam Tobie" podyktował wtedy czuwającym przy nim następujące słowa: "Zamiast śmierci/racz z uśmiechem/przyjąć Panie/ pod Twe stopy/życie moje/jak różaniec" - mówił abp Józef Życiński w homili podczas pogrzebu ks. Jana Twardowskiego.

Publikujemy homilię wygłszoną w czasie pogrzebu ks. Jana Twardowskiego przez metropolitę lubelskiego abp. Józefa Życińskiego: Drodzy Siostry i Bracia! Żegnany przez nas ks. Jan żył dla Pana Ewangelią błogosławieństw, którym nadawał postać poetycką i umierał dla Pana ufając Mu jak dziecko i w godzinach konania pisząc swój ostatni wiersz. A w stronę dzisiejszego dnia wybiegał refleksją wiele lat temu, gdy w wierszu "Powróć mi, Panie, z dawnych lat" wdzięczną pamięcią wspominał słoneczne dni dzieciństwa i "Kochanowskiego przekład psalmów spalony z Wilczą w czas powstania". W jego poetyckich wersetach zespalały się wtedy śnieg i szept, mszał i trumna, gdy przywoływał: Ten śnieg co mi na oczy spadł, i to com szeptał bezrozumny - a potem jak najcięższy mszał postaw z kielichem mi na trumnie. Stoimy dziś przy tej trumnie, na której położony został mszał, postawiony kielich. O tym, że trumna nie stanowi bynajmniej zgrzytu w pięknie i sensie świata, pisał sam ks. Jan, gdy przedstawiał śmierć jako ciekawostkę, po której trzeba iść dalej. Wyraził to w wierszu "Nie bój się", pisząc: serce jak stary Werter zdolne do cierpienia a miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej Był dla nas wszystkich świętym człowiekiem Stamtąd. I w perspektywie jego życia śmierć stanowiła dla niego jedynie epizodyczną ciekawostkę. Nawet w którejś ze swych homilii sugerował, aby zamiast "umarł" mówić "wymknął się naszym oczom", "wrócił tam, skąd przyszedł". I cała jego twórczość była świadectwem wartości Stamtąd. Podczas rocznicy śmierci Jana Lechonia, przedstawiał poezję jako głos z innego świata i wzywał do postawy, w której będziemy otwierać się na głosy Stamtąd, aby nasze życie na ziemi uczynić piękniejszym. W tym poszukiwaniu innego świata pomagało mu zarówno piękno poezji, jak i poczucie wspólnoty Kościoła. W dzień swych 90. urodzin wyrażał skryte pragnienie bycia świadkiem Bożego piękna, mówiąc: "ośmielę się powiedzieć, że zawsze chciałem, aby - poza wierszami - zostało po mnie coś kojarzącego się z Kościołem". Spełnił to pragnienie ukazując nam chrześcijaństwo ewangelicznego piękna, prostoty, dziecięcej ufności. Tej ufności uczył i czuł się zobowiązany aby jej nauczyć, bo jak mówił: wyświęcony byłem w czasie stalinowskim. Były to czasy ponure. Tamte czasy stalinowskie były ponure, więc ludziom trzeba było nadziei i uśmiechu. I dlatego w swoich wierszach starał się konsekwentnie uczyć dziecięcej ufności naznaczonej optymizmem. A przychodziło mu to być może łatwiej, bo jego urodziny przypadały zawsze w Dzień Dziecka. Urodził się 1 czerwca 1915 r. I tą dziecięca wiarą ufną, pełną szacunku dla człowieka, promieniował i oddziaływał na nas wszystkich.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 4 Następna strona Ostatnia strona