Dziecięca ufność towarzyszyła mu nawet w godzinie konania. Szepcząc: "Jezu, ufam Tobie" podyktował wtedy czuwającym przy nim następujące słowa: "Zamiast śmierci/racz z uśmiechem/przyjąć Panie/ pod Twe stopy/życie moje/jak różaniec" - mówił abp Józef Życiński w homili podczas pogrzebu ks. Jana Twardowskiego.
To była jego służba. Człowiekowi i Bogu, sensowi i pięknu. I właśnie w tej służbie, w swym przesłaniu nadziei wypełnionej Bogiem, ks. Jan jawi się niczym współczesny prorok Eliasz, albo może raczej Jan Chrzciciel, patron naszego poety. Tu w sercu Warszawy obok kościoła sióstr wizytek miał swoją duchową pustynię i tutaj spotykał te rzesze, które przed wiekami przyszłyby nad Jordan prowadzone tęsknotą przez łaskę. Tutaj uczył ascezy, w której łagodność wobec innych łączył z wymaganiami wobec siebie. Duszpasterska posługa u Sióstr Wizytek zjednoczyła nas w wakacje 33 lata temu. Poczucie sztafety pokoleń zwiększa to, że ks. Jan miał wtedy dokładnie tyle lat, ile ja mam teraz. Oczyma niemal neoprezbitera patrzyłem z podziwem, jak o 6. rano przychodził codziennie do kościoła wizytek i siadał w pustym konfesjonale, czekając na penitentów, a potem o 3. po południu przychodził znów do kościoła, by klęcząc przed tabernakulum wyrazić swą wierną pamięć w godzinie konania Jezusa. To była duchowość św. Jana od Malwy. W jego stylu życia było wiele z duchowości św. Jana Chrzciciela. Modlił się w jednym z wierszów o przeźroczystość. I potrafił znikać nie koncentrując uwagi na sobie. Znikać jak ewangeliczny prorok Adwentu, aby Chrystusa było widać pełniej i wyraźniej. Zniknął i wymknął się naszym oczom. Serca nasze będą jednak jeszcze długo pałać. Gdy dzień się nachyli, a smutek się zmiesza z zadumą, przetrwa w nas pamięć dyskretnej poezji Janowego Emaus, poezji pisanej jego dyskretnym uśmiechem. Jest to poezja płynąca z serca, które harmonijnie złączyło miłość Boga z miłością do ludzi; ukazując jak piękne potrafi być chrześcijaństwo, jeśli go nie zniekształcamy naszymi dekoracjami na naszą prywatną miarę. Siła oddziaływania tego piękna wyraża się w konsekwentnej postawie, która każe nam znikać, po to, aby Chrystusa było lepiej widać. Te tajemnice dyskretnego znikania podsumował przed laty spacerując wśród grobów na Powązkach. Napisał wtedy: można odejść na zawsze by stale być blisko Był świadomy, iż fizyczna rozłąka nie oznacza bynajmniej ani zapomnienia, ani zerwania duchowej więzi. Mówił o tym podczas Mszy świętej za Janusza Korczaka: "Była wojna. Tytus spalił świątynię. Był pożar. Paliły się książki Boga, ale tylko papier się palił. Litery pofrunęły i żyją". Twoje wiersze, drogi księże Janie, żyją również własnym życiem. Pofrunęły, dotarły do wielu miejscowości i żyją w sercach. Nie tylko w sercach i pamięci naszego pokolenia. Ufamy, że także u następnych pokoleń będą umacniać nadzieję i kształtować zaufanie do uśmiechniętego Boga, który jest miłością i pięknem i sensem. Zwłaszcza u wychowanków tych szkół, które przyjęły Twoje imię jako patrona. Ufamy, że "rzeka pamięci nie wpadnie do rzeki zapomnienia", lecz płynący czas okaże się wierną rzeką. A dziś jeszcze pragniemy podziękować tym wszystkim, którzy solidarnie okazywali więź i pomoc. Przede wszystkim lekarzom z Centralnego Szpitala Klinicznego Akademii Medycznej Banacha w Warszawie, głównie z oddziału kardiologicznego. Tym wszystkim, którzy w ostatnie lata i miesiące spieszyli z pomocą. Siostrom wizytkom, które od lat nagrywały i przepisywały twoje homilie i dzięki temu uchroniły je dla następnych pokoleń, i mogą do nas dotrzeć. Tym, którzy wiernie gromadzili się wczoraj i dziś przy twojej trumnie. Widząc ich zapewne przepraszałbyś i krępowałbyś się, że są tu i Prymas i Nuncjusz, premier rządu Rzeczpospolitej, minister kultury, przedstawiciele Kościoła ewangelicko-reformowanego i tylu innych wybitnych, znanych twórców kultury, dla których pozostajesz duchowo bliski. Dziękujemy za to wszystko i kończąc dziękujemy dziś Bogu, że tyle świateł pozapalał w zmęczonych ludzkich sercach dzięki twojej posłudze słowa, piękna i sensu. Temu, od którego pochodzi wszelkie dobro, pragniemy podziękować za Twe świadectwo wartości, pisane kapłańskim sercem: wiernym, konsekwentnym, wrażliwym na ludzkie biedy. Niech w niebieskiej ojczyźnie docenią poetów proporcjonalnie do tego, jak my cenimy Twe wiersze. Niech świat Bożych paradoksów płynących z ewangelii błogosławieństw pozwoli Ci zachować tam ten sam uśmiech, którym Bóg uśmiecha się w twej poezji. I w ramach tych paradoksów odchodząc pozostań z nami, Janie, gdy trzeba iść dalej. Pozostań z nami na zawsze. Na zawsze. By stale być blisko. Amen.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.