Prokuratorzy inwigilujący dziennikarzy powinni być pociągnięci do odpowiedzialności - uważa Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Twierdzi, że trzeba się zająć kwestią prawnej ochrony źródeł informacji.
Prokuratorzy inwigilujący dziennikarzy powinni być pociągnięci do odpowiedzialności - uważa Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Twierdzi, że trzeba się zająć kwestią prawnej ochrony źródeł informacji.
W wydanym we wtorek oświadczeniu, podpisanym przez prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego oraz wiceprezesów: Agnieszkę Romaszewską-Guzy i Piotra Legutkę, podkreślono, że "świętym prawem dziennikarza jest zachowanie anonimowości źródeł", co usiłuje się naruszać przez inwigilowanie dziennikarzy, nielegalną kontrolę billingów, podsłuchiwanie rozmów telefonicznych. SDP uznaje to za łamanie podstaw demokracji.
"Prokuratorzy, którzy o takich metodach decydują, powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności" - uważa SDP. Stowarzyszenie wyraziło zadowolenie z deklaracji złożonej przez prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, że chce on wyjaśnienia całej sprawy - czym ma się teraz zająć Prokuratura Apelacyjna w Warszawie.
Chodzi o umorzone w połowie grudnia śledztwo dotyczące prok. Marka Pasionka. Badano w nim, czy doszło do "ujawnienia osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową" oraz "publicznego rozpowszechniania wiadomości pochodzących z postępowania przygotowawczego" dotyczącego katastrofy smoleńskiej.
W sprawie badany był też wątek rozpowszechniania informacji ze śledztwa bez wymaganego zezwolenia przez dziennikarzy "Rzeczpospolitej". Wszczęte w prokuraturze wojskowej w Poznaniu postępowanie trafiło do Warszawy, gdzie umorzono wszystkie pięć wątków śledztwa. W wątku dotyczącym rozpowszechniania informacji przez dziennikarzy sprawę umorzono z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu.
W końcu grudnia "Rzeczpospolita" napisała, że wojskowi prokuratorzy analizowali billingi i esemesy dziennikarzy: Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rz". Według tej gazety prokurator wojskowy żądał od operatorów telefonicznych wykazu wszystkich połączeń dziennikarzy z ponad połowy 2010 r., zwrócił się też o wykaz oraz treść otrzymanych i wysyłanych przez nich smsów.
Płk Mikołaj Przybył z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu w ubiegłym tygodniu, odnosząc się do tej publikacji, oświadczył, że informacje "Rz" są nierzetelne, a w części nieprawdziwe. Płk Przybył twierdził, że w sprawie badane były wyłącznie billingi prokuratorów, by zbadać do kogo dzwonili - nie żądano zaś billingów dziennikarzy. Przyznał, że sprawdzano też treść smsów wychodzących z telefonów prokuratorów i że chciano uzyskać dane o smsach do nich przychodzących - ale tych danych nie uzyskano.
"W treści postanowień prokuratorskich nie ma nazwisk żadnego dziennikarza. Naszym zadaniem było ustalenie faktycznych użytkowników danego numeru telefonu. W badanym okresie konkretny numer telefonu, z którym nawiązywane były połączenia, mógł być używany przez kilka osób" - zapewnił płk Przybył.
"Zaniepokojenie nasze budzą wypowiedzi prokuratora Mikołaja Przybyła, który zaprzeczył inwigilowaniu dziennikarzy, zajmujących się śledztwem dziennikarskim po katastrofie smoleńskiej" - pisze SDP w oświadczeniu.
Przypomniano w nim, że dziennikarz ponosi odpowiedzialność i musi bronić czasem przed sądem prawdziwości swych artykułów. "Możliwość zachowania anonimowości źródła jest jednym z fundamentów naszej pracy, która ma służyć kontrolowaniu władzy w Polsce. Ta zasada została po raz kolejny złamana. Informacje o sprawdzaniu billingów dziennikarzy - Macieja Dudy, Cezarego Gmyza, Grażyny Zawadki i wypowiedź prokuratora Mikołaja Przybyła świadczą o tym, że należy w Polsce zająć się prawną ochroną źródeł informacji" - uważa SDP.
Sprawę postanowił też przeanalizować Rzecznik Praw Obywatelskich. Jak powiedział tvn24.pl szef zespołu prawa karnego w biurze RPO Marek Łukaszuk, rozpoczęto analizy prawne przepisów, na które w swoich postanowieniach powoływali się prokuratorzy. "Sprawa jest absorbująca, konkretne decyzje zapadną za kilka dni" - powiedział.
RPO w ramach swoich kompetencji może zwracać się do odpowiednich resortów o zmianę przepisów, albo - kiedy uważa, że któreś są niezgodne z konstytucją - zaskarżyć je do Trybunału Konstytucyjnego.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.