Ponad 40 osób zginęło, a 170 zostało rannych w zamachach bombowych w Damaszku w czwartek rano - podała syryjska telewizja. Wcześniej informowano o co najmniej 29 ofiarach śmiertelnych.
Szef misji obserwacyjnej ONZ w Syrii generał Robert Mood, który udał się na miejsce wybuchów, zaapelował o pomoc w powstrzymaniu przemocy w Syrii.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka ataki, o których przeprowadzenie obwiniają się wzajemnie reżim i opozycja, "były najpoważniejsze w Syrii od początku rewolty", czyli marca 2011 roku.
Telewizja relacjonowała, że ataki zostały zorganizowane "w chwili, gdy ludzie udawali się do pracy, a uczniowie do szkół". Według telewizji są "cywilne ofiary".
Wcześniej informowano, że eksplozje nastąpiły niemal równocześnie w dzielnicy Kazaz, w której znajduje się siedziba agencji wywiadowczej. Siły bezpieczeństwa odgrodziły miejsce eksplozji, w którym świadkowie widzieli co najmniej cztery karetki pogotowia.
Po wybuchach nad miastem unosiły się kłęby czarnego dymu.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.