W Mediolanie w wieku 93 lat zmarł w piątek jeden z najwszechstronniejszych szermierzy świata Włoch Edoardo Mangiarotti. W dorobku miał trzynaście medali olimpijskich we florecie i szpadzie - sześć złotych, pięć srebrnych i dwa brązowe.
26-krotny medalista mistrzostw świata urodził się 7 kwietnia 1919 roku w Renate w Lombardii. Mangiarotti jeszcze do niedawna udzielał lekcji szermierki. Do uprawiania tej dyscypliny Edoarda i jego dwóch braci namówił ojciec i wielki entuzjasta fechtunku, 17-krotny mistrz kraju w szpadzie i uczestnik igrzysk olimpijskich w Londynie w 1908 roku.
W długiej karierze sportowej leworęczny Mangiarotti startował w pięciu igrzyskach olimpijskich. Kolekcjonowanie medali rozpoczął w Berlinie w 1936 roku zdobywając z kolegami złoty medal w turnieju drużynowym szpadzistów. W pierwszych powojennych igrzyskach w Londynie w 1948 roku trzy razy stanął na podium. Był drugi w zawodach drużynowych florecistów i szpadzistów oraz trzeci w szpadzie indywidualnie.
W kolejnych, w Helsinkach w 1952 roku wzbogacił zbiór o cztery krążki, dwa złote w szpadzie indywidualnej i drużynowej oraz dwa srebrne w rywalizacji florecistów. W Melbourne, cztery lata później, dorzucił dwa złote (floret i szpada drużynowo) oraz brązowy w turnieju szpadzistów. W ostatnim starcie przed własną publicznością w Rzymie w 1960 roku wywalczył z kolegami tytuł mistrzów olimpijskich w szpadzie i wicemistrzów we florecie.
Dwukrotnie był indywidualnym mistrzem świata w szpadzie (1951 i 1954). W uznaniu zasług Międzynarodowy Komitet Olimpijski uhonorował go w 2003 roku Orderem Olimpijskim.
Trzy razy w Londynie i Helsinkach stanął na podium z młodszym o cztery lata bratem Dario. Był współautorem z A. Cerchiarim książki "La vera scherma".
"Miałem przyjemność tylko raz spotkać się z Edoardo Mangiarottim na planszy. Było to w czasie przedolimpijskiego turnieju w Rzymie w 1959 roku. Walczyło się wtedy do dziesięciu trafień i przy stanie 9:9, kiedy Włoch zadał trafienie myślałem, że nieokrzesany Słowianin przegrał. Zapomniałem bowiem, że walczyło się do przewagi dwóch trafień. Tak się szczęśliwie złożyło, że bogini zwycięstwa była po mojej stronie i pokonałem legendę 12:10" - powiedział PAP równie wszechstronny jak Mangiarotti szermierz, wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego mecenas Ryszard Parulski.
"Dodatkową nagrodą było puszczenie do mnie oka przez amerykańskiego aktora Rocka Hudsona, który obserwował pojedynek z +pawiem+, jak określano w szermierczym światku Mangiarottiego" - dodał Parulski.
"Podziwiałem tego przystojnego i zawsze elegancko ubranego szermierza na zawodach, bo walczył jak szablista. Nie polował na akcje w tempo, tylko usiłował parować pchnięcie przeciwnika i trafiać go ripostą, wiążąc przy tym klingę przeciwnika" - wspomina słynnego Włocha dwukrotny - srebrny i brązowy - medalista olimpijski w szabli architekt Wojciech Zabłocki.
"Utkwiła mi w pamięci jego opowieść o ojcu, który wprawdzie nie szczędził pochwał synom, ale na treningu trzymał ich twardą ręką, a karą za ociąganie się było pozbawienie ich kolacji" - dodał Zabłocki.
Jednak jego poglądy nie zawsze są zgodne z katolickim nauczaniem.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.