"Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby być numerem jeden" - powiedziała na konferencji prasowej Agnieszka Radwańska po awansie do finału wielkoszlemowego turnieju tenisowego na trawie w Wimbledonie (pula nagród 16,1 mln funtów), po czym zaniemówiła.
To były ostatnie słowa, jakie zdołała wypowiedzieć w piątek 23-letnia krakowianka wyraźnie wzruszona, ale walcząca od kilku dni z przeziębieniem, zanim zmógł ją atak kaszlu. Chwilę później konferencję przerwano, a tenisistka opuściła centrum prasowe na londyńskich kortach. Natychmiast odwołano także zaplanowane na później wywiady dla największych stacji telewizyjnych.
Rozstawiona z numerem trzecim Radwańska ma szanse objąć prowadzenie w rankingu WTA Tour, jeśli w sobotę pokona Amerykankę Serenę Williams (nr 6.), byłą liderkę i czterokrotną zwyciężczynię Wimbledonu (2002-03 i 2009-10). Spotkały się tylko dwa razy, w 2008 roku, na ziemnej nawierzchni w Berlinie Polka przegrała 3:6, 1:6, a następnie w ćwierćfinale Wimbledonu 4:6, 0:6.
Piątkowy awans do finału dał jej już drugą pozycję, najwyższą w karierze, bowiem w poniedziałek wyprzedzi Rosjankę Marię Szarapową.
"Grałam z Sereną kilka razy, ale to było dawno temu, chyba więcej niż dwa lata. Na pewno jedno się nie zmieniło - to bardzo trudna rywalka, która świetnie uderza piłki, a szczególnie dobrze gra na trawie. Jest jedną z najlepszych zawodniczek grających siłowy tenis. Grając przeciwko niej będę musiała przede wszystkim ciągle zmieniać rytm i mieszać grę. Na pewno nie będę miała nic do stracenia. To w końcu będzie mój pierwszy finał w Wielkim Szlemie. W sumie mnie też trawa bardzo odpowiada, choć kiedy tu grałam pierwsze turnieje nawierzchnia była o wiele szybsza, niż dziś" - powiedziała Radwańska.
"Bardzo dobrze pamiętam swój juniorski triumf tutaj w 2005 roku, to jakby było ledwie rok temu, a przecież minęło siedem lat. To było wspaniałe uczucie, dlatego będę się starała zrobić wszystko, żeby znów sięgnąć po puchar" - dodała.
Jest drugą w historii Polką jaka wystąpi w londyńskim finale, po Jadwidze Jędrzejowskiej, która w 1937 roku przegrała decydujące spotkanie z Angielką Dorothy Edith Round 2:6, 6:2, 5:7. Czy o tym wie zapytała ją w czwartek dziennikarka "The Thimes", łamiąc sobie język: "Co wiesz o Dża Dżadżwydża Dżendżedżowska? Czy coś o niej słyszałaś w dzieciństwie?"
"Myślę, że chodzi o Jadwigę Jędrzejowską? (śmiech). Nigdy nie widziałam jej gry, ale znam jej nazwisko. Wiem, że była tu finalistką wiele lat temu. Nie pamiętam dokładnie roku, ale to było bardzo dawno temu i chyba przegrała tu w trzech setach. Cieszę się, że jako druga wystąpię w finale Wimbledonu i będę się starała wygrać" - stwierdziła Radwańska.
"Cóż jestem pierwszą Polką, która - po wielu latach - wygrała wielkoszlemowy półfinał, więc to jest wielki sukces. Ale zwycięstwo w finale będzie jeszcze większym. Wimbledon zawsze był wielką częścią historii polskiego tenisa, cieszę się, że teraz i ja do niej należę" - dodała.
Godzinę wcześniej Radwańska, rozstawiona z numerem trzecim, osiągnęła pierwszy wielkoszlemowy finał, pokonując Niemkę o polskich korzeniach Angelique Kerber (nr 8.) 6:3, 6:4.
"Jestem zadowolona ze swojej gry w moim pierwszym półfinale w Wielkim Szlemie, choć oczywiście byłam trochę zdenerwowana na początku meczu. Zresztą chyba obie byłyśmy. Ale po kilku gemach poczułam się dobrze i grałam już pewnie. Myślę, że wykonałam dzisiaj kawał dobrej roboty. Tym bardziej, że korty z roku na rok są tu coraz wolniejsze, a piłki odbijają się wyżej niż dawniej. Czasem zaskakują, gdy lądują blisko końca kortu, tam gdzie już jest trawa bardziej zniszczona" - uważa krakowianka.
Radwańska od początku tygodnia zmaga się z objawami przeziębienia, po przerywanym kilkakrotnie przez deszcz meczu ćwierćfinale z Rosjanką Maria Kirilenko, a dokończonym późnym wieczorem, na pomeczowej konferencji mówiła wyraźnie zmienionym głosem i co chwila wycierała nos.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"