Trzy osoby świeckie, dwóch braci zakonnych, 16 sióstr i siedmiu księży - taka grupa Polaków wyjechała pomagać Kościołowi w Rosji, na Białorusi, Ukrainie, w Gruzji, Mołdawii, Kazachstanie i na Litwie.
Z wyjeżdżającymi na Wschód spotkał się prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" prof. Andrzej Stelmachowski. Uwrażliwiał ich na konieczność znajomości historii i bieżącej sytuacji kraju, do którego się wyjeżdża, a także dobrej znajomości języka rosyjskiego. Za niedopuszczalny uznał "globalizm w podejściu do Wschodu", nieuwzględniający faktu, że choć "wszystkie przeorał komunizm", to jednak Rosja, Białoruś czy Ukraina to "zupełnie inne kraje". Apelował też, by nie przenosić żywcem wzorców z Polski na tamte tereny, gdyż wschodnia pobożność jest różna od zachodniej, bardziej mistyczna, a mniej dogmatyczna, inne jest tam poczucie sacrum. - Istnieją formy pobożności tam wypracowane i trzeba je respektować - podkreślił Stelmachowski. - Obecność Kościoła katolickiego w Rosji polega nie na pracy misyjnej, lecz na pracy duszpasterskiej - zauważył bp Tadeusz Pikus, przewodniczący Rady Programowej Zespołu Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie. - Katolicy byli w Rosji od XIII w., ale nie byli to Rosjanie - podkreślił bp Pikus. Również prof. Stelmachowski tłumaczył, że Kościół katolicki był zawsze Kościołem mniejszości narodowych, głównie Polaków, ale także Niemców i Ormian, gdyż do 1905 r. obowiązywał formalny zakaz przechodzenia z prawosławia na inne wyznanie. Rosjan katolików się nie spotykało, za wyjątkiem pojedynczych osób z elit intelektualnych. Słowo "katolik" było niemal równoznaczne ze słowem "Polak", dlatego odradzanie się Kościoła katolickiego po 1990 r. wywołało antypolonizm. Dziś do Kościoła katolickiego przechodzą głównie młodzi inteligenci w większych miastach; nieraz wręcz nie chcą być nazywani katolikami, by nie zostali uznani za Polaków. Jednak więcej niewierzących wstępuje do Kościoła prawosławnego, zaś najwięcej staje się buddystami - poinformował szef "Wspólnoty Polskiej". Zdaniem bp. Pikusa, Rosja jest papierkiem lakmusowym stosunków między katolikami i prawosławnymi. Tamtejsza sytuacja znajduje odzwierciedlenie w całym prawosławiu. Próbując wyjaśnić przyczyny napięć i nieporozumień między obu Kościołami, przypomniał że od 1054 do 1965 r. pozostawały one w stanie ekskomuniki, w związku z czym traktowały się nawzajem jako heretyckie i nie uznawały możliwości zbawienia poza własną społecznością. - My na Soborze Watykańskim II nazwaliśmy Kościół prawosławny siostrą, natomiast prawosławni nie mieli jeszcze swojego Vaticanum II - tłumaczył bp Pikus. W 1990 r. uchwalono prawo o wolności religijnej w Rosji. Religia przestała być uważana za złą, a jej wyznawanie nie było już przestępstwem. - Dokonało się nawrócenie Rosji, ale nie Rosjan - stwierdził biskup. Pojawiła się za to "nawałnica misjonarzy". Tymczasem Kościół prawosławny czuł się odpowiedzialny za naród rosyjski, z którym był związany tak mocno jak Kościół katolicki z narodem w Polsce. Bp Pikus przestrzegł wyjeżdżających na Wschód przed patrzeniem na siebie jako na zbawców, którzy "podbiją" i "nawrócą" tamte narody oraz przed nawracaniem ludzi na Kościół i własną pobożność, zamiast na Boga. Religia to nie to samo co kultura i przekaz narodowy - podkreślił.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.