Umowa dotycząca spłaty kredytów w tzw. aferze salezjańskiej zostanie podpisana w piątek pomiędzy Kredyt Bankiem, który udzielił pożyczek ponad stu mieszkańcom Lubina, a Towarzystwem Salezjańskim, które było ich beneficjentem - poinformowała Polska Agencja Prasowa.
Tzw. sprawa salezjańska dotyczy kredytów bankowych, wziętych w latach 1999-2000 przez parafian z Lubina na prośbę księży salezjanów, na dokończenie budowy kościoła. Pożyczki miały być spłacone przez księży. Komornicy na początku tego roku rozpoczęli egzekucję należności od ponad stu osób, których kredyty mieli spłacać księża salezjanie, ale nie wywiązali się z tego, pozostawiając ludzi z długami sięgającymi od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Łączna wartość tych zobowiązań wobec Kredyt Banku wynosiła 12 mln zł, do tego doszły wysokie odsetki. Kredyty udzielone w latach 1999-2000 ponad stu osobom, przedstawicielom rodzin katolickich z parafii p.w. Jana Bosko w Lubinie, od 2001 roku bada Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Sprawa związana jest m.in. z prowadzoną przez księży salezjanów budową kościoła w Lubinie i działalnością powołanej przez ich zakon lubińskiej Fundacji im. Św. Jana Bosko. "Zostaliśmy poproszeni przez księży o wzięcie indywidualnych kredytów, bardzo dużych jak na nasze możliwości, aby pomóc w budowie świątyni. Przy czym zapewniano nas, że to księża będą spłacać te kredyty. Tak też było do października 2001 roku, gdy zaczęły się problemy ze spłatami naszych, choć tak naprawdę nie naszych, zobowiązań" - wyjaśnił w czwartek PAP jeden z kredytobiorców. Dodał, że umowa o spłacaniu kredytów pomiędzy Towarzystwem salezjańskim i Kredyt Bankiem pozwoli prywatnym osobom uwolnić się od komornika, jednak nie załatwia kwestii kosztów, które dotąd zostały ściągnięte w ramach egzekucji. "W moim przypadku jest to ok. 30 tys. zł" - powiedział rozmówca PAP. Przypomniał, że od stycznia 2004 roku do niemal wszystkich rodzin, które zostały, jak same mówią "wmanewrowane" w kredyty salezjańskie, zapukał komornik. Dłużnikom zajmowano pensje, groziła im licytacja mieszkań. "Jesteśmy rodzinami głęboko wierzącymi, wychowanymi w duchu bezgranicznego zaufania do księży, nie przypuszczaliśmy nawet, że zostaliśmy wykorzystani i oszukani" - mówił w kwietniu tego roku jeden z rozmówców PAP. "Nie czerpaliśmy z tego zysków, robiliśmy to w dobrej wierze, jesteśmy członkami Stowarzyszenia Rodzin Katolickich i chcieliśmy pomóc naszej parafii, wesprzeć szczytne cele. Długo zastanawialiśmy się, czy zaryzykować i w taki sposób wspomóc wykończenie budowy świątyni" - wyjaśniali parafianie. Wrocławska prokuratura od 2001 roku bada sprawę oszustw bankowych związanych z działalnością salezjańskiego towarzystwa zakonnego w Lubinie. Sprawa dotyczy dwóch wątków, w tym właśnie udzielenia niezgodnie z prawem 126 indywidualnych kredytów i wyrządzenia w ten sposób szkody w mieniu jednego z banków na kwotę 12 mln zł. Zarzuty w tej sprawie przedstawiono m.in. pracownikom banku z Legnicy. Prokuratura stwierdziła m.in., że większość dokumentów we wnioskach kredytowych była sfałszowana. W niektórych przypadkach po pieniądze zgłaszali się nie sami zainteresowani, a inne osoby. Zdaniem prokuratury, dokumenty potrzebne do pobrania kredytów fałszowały pracownice salezjańskiej fundacji. Robiły to na polecenie księdza Ryszarda M. byłego prezesa fundacji Św. Jana Bosko z Lubina. W prowadzonym przez wrocławską prokuraturę postępowaniu ustalono, że pod przykrywką salezjańskich towarzystw zakonnych prowadzono działalność inną niż statutowa, m.in. inwestowano pieniądze na giełdach w Polsce i za granicą, kupowano grunty i kamienice. Drugi wątek śledztwa dotyczy udzielenia przez bank 65 pożyczek na kwotę łączną 418 mln zł. Z tego 20 kredytów nie spłacono. Brakuje 133 mln zł. Podejrzany o ich wyłudzenie ksiądz, Ryszard M., przyznaje się do winy.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.