Przed pięciu laty ksiądz Ryszard M. z zakonu salezjanów był jednym z najlepszych klientów Kredyt Banku. Dziś za jego sprawą bank ciągle nie może się doliczyć przeszło 130 mln zł. W piątek zakon podpisał z bankiem ugodę - przypomina wiadomość sprzed kilku dni Gazeta Wyborcza.
Pochodzi z Lubina. W latach 80. wstąpił do zakonu salezjanów, którzy mają tu kilka swoich parafii. Młodego zakonnika przełożeni wysłali na studia do Rzymu. Tu zrobił doktorat z prawa kanonicznego. Do Polski wrócił w 1989 roku. Przez rok pracował we Wrocławiu. Potem trafił do parafii św. Jana Bosco w Lubinie. Od połowy lat 80. budowano w niej wielki nowy kościół. - Odkąd tu przyszedł, życie parafii stało się żywsze - mówi jeden z parafian. - Nabożeństwa z jego udziałem były jakieś inne, mniej skostniałe. Stworzył młodzieżową wspólnotę Oratorium, opiekował się ministrantami. Zaczął kierować Fundacją Pomocy Młodzieży im. św. Jana Bosco. W 1999 roku fundacja przejęła na siebie ciężar dokończenia budowy kościoła w lubińskiej parafii. - Pamiętam, jak kiedyś relacjonował postępy w budowie - opowiada jeden z parafian. - Mówił, że pieniądze zdobywać musi niestandardowymi metodami, bo gdyby miał liczyć na nasze datki, to mógłby tylko dwa wychodki postawić. Zastaw się, a postaw się Ksiądz Ryszard zaczął zaciągać w Kredyt Banku pierwsze pożyczki w 1999 roku. Dlaczego trafił właśnie tam? Jak udało mu się zjednać sympatię ówczesnego dyrektora oddziału KB w Legnicy? Tego nie wiadomo. Fakt, że w ciągu dwóch lat salezjańskie parafie i domy zakonne zaciągnęły kredyty na przeszło 418 mln zł. Wszystko załatwiał ksiądz Ryszard M. - Miał nawet złotą kartę klienta Kredyt Banku - uśmiecha się jeden z salezjanów. Jesienią 2001 roku wyszło na jaw, że wnioski kredytowe salezjańskich parafii i klasztorów były sfałszowane. Na nich były fałszywe pieczątki i sfałszowane podpisy proboszczów. Co gorsza, fałszywy był też zastaw, pod jaki zaciągano kredyty lombardowe. Miały nim być wielomilionowe lokaty terminowe Fundacji św. Jana Bosco w dwóch innych bankach - WBK Banku Zachodnim i Cuprum Banku. Jak to się stało, że pożyczając setki milionów złotych, bankowcy nie sprawdzili, czy te lokaty w ogóle istnieją? Być może na to pytanie odpowie śledztwo wrocławskiej prokuratury okręgowej. Wśród podejrzanych jest kilkunastu byłych pracowników legnickiego oddziału Kredyt Banku, w tym dyrektor.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.