Jedenaścioro dzieci z objawami zatrucia gazem łzawiącym trafiło do szpitali. To efekt głupiego żartu ucznia wolskiego gimnazjum, który rozpylił spray w klasie w czasie lekcji religii - informuja Życie Warszawy.
Dochodziła godz. 11.30. 24 uczniów pierwszej klasy Gimnazjum nr 50 przy ul. Bema 75 miało lekcję religii. Nagle kilkoro zaczęło kasłać, łzawić, brakowało im tchu. Katechetka prowadząca lekcję natychmiast otworzyła okna i zaczęła wzywać pomocy. Dziwny zapach - Siedziałem w ostatniej ławce i nagle poczułem duszący zapach. Coś zaczęło mnie drapać w gardle. Kiedy to uczucie się nasiliło, wstałem, otworzyłem okno i złapałem trochę świeżego powietrza - mówi nam Maciek, jeden z poszkodowanych. - Od razu zrobiło mi się lepiej, ale nie na długo. Później czułem wielkie drętwienie w mięśniach, jakbym był zupełnie osłabiony - dodaje. - Mnie rozbolał brzuch, drapało w gardle i miałam taki dziwny błysk przed oczami - relacjonuje Kasia. - Ja początkowo czułem się dobrze, ale objawy pojawiły się później. Bolał mnie brzuch i zdrętwiała mi jedna strona ciała - opowiada Daniel. - Nie wiedzieliśmy, co się stało, ale wyglądało to bardzo niebezpiecznie. Błyskawicznie zadzwoniłam na pogotowie. Po kilkunastu minutach w szkole byli już lekarze i badali dzieci - wyjaśnia Życiu Warszawy Małgorzata Dideńko, dyrektor gimnazjum przy ul. Bema. Jedenaścioro uczniów z podejrzeniem zatrucia trafiło do czterech szpitali - na Niekłańską, Kopernika, Działdowską i Litewską. Wśród nich także sprawca zdarzenia. Dyrektor o całym zdarzeniu powiadomiła policję. Nienotowany, nieznany - Wiemy wstępnie, że chłopiec użył gazu łzawiąco-paraliżującego RMG, który nie jest dostępny w normalnej sprzedaży - wyjaśnia asp. sztab. Krzysztof Nowak z Komisariatu Policji Wola. Nam udało się ustalić, że chłopak najprawdopodobniej wykradł gaz ojcu, który jest pracownikiem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - Przedmiotem postępowania policji jest konkretna sprawa, w tym przypadku rozpylenie gazu - mówi nam Zuzanna Talar z zespołu prasowego komendy stołecznej. - Nie potwierdzam, że to syn funkcjonariusza ABW. Sprawdzamy, skąd nieletni miał gaz - dodaje Talar. - Inspektorat ABW nie otrzymał od policji informacji o podobnym zdarzeniu dotyczącym naszego funkcjonariusza lub członka jego rodziny. Oczywiście sprawdzimy to, a jeżeli okaże się, że doszło do uchybień, wyciągniemy konsekwencje. Nie przesądzajmy jednak jeszcze sprawy - mówi nam mjr Magdalena Stańczyk, rzecznik Agencji Bezpieczeństwa. Wiadomo, że miotacze gazu nie muszą być zabezpieczane aż tak rygorystycznie jak broń palna. Jednak ich użytkownicy pod żadnym pozorem nie mogą dopuszczać, by trafiały w ręce przypadkowych osób. Co na wczorajsze wydarzenia rodzice gimnazjalistów? - Nie mam zastrzeżeń do tej szkoły. Chodziła tu starsza córka i nigdy nie było problemów. Jestem zszokowana, że coś takiego się stało - mówi mama jednej z uczennic - ofiary głupiego żartu. - Młodzież ma teraz dostęp do wszystkiego, a później są takie efekty - dodaje rozżalona. Będą konsekwencje Jak powiedziała nam lekarz dyżurna w szpitalu dziecięcym przy ul. Kopernika, stan dzieci jest dobry. Prawdopodobnie już dziś wyjdą do domów. Wczoraj wypuszczono już trójkę, która wylądowała na Niekłańskiej. - Dzieci zostały szczegółowo zbadane, nie miały żadnych objawów zatrucia, czuły się dobrze, więc je zwolniliśmy - poinformował reporterów Życia Warszawy dr Paweł Chęciński, dyrektor tego szpitala. Dyrektorka wolskiego gimnazjum Małgorzata Dideńko zapowiada wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do ucznia-żartownisia, ale zapewnia, że nie wchodzi w grę usunięcie go ze szkoły.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.