Nawet co piąte drzwi w Tarnowie, do których pukają księża odwiedzający swoich parafian po kolędzie są zamknięte - donosi Gazeta Krakowska.
Powody są różne. - Sporo mieszkań jest pustych, bo ludzie masowo wyjeżdżają za granicę, nie wszyscy orientują się, że w danym dniu wyznaczono wizytę duszpasterską akurat w ich bloku, bo na niedzielne msze święte uczęszczają do innych kościołów. Nieraz w grę wchodzą czynniki losowe, jak choroba, praca, pilny wyjazd. Jest też pewna grupa ludzi, którzy nie przyjmują księdza, ot tak, bo nie chcą - przyznaje ksiądz Jerzy Berdychowski z parafii Świętej Rodziny w Tarnowie. Kolędowanie, zwłaszcza w mieście, nie jest prostą sprawą. W końcu nie wiadomo, gdzie i na kogo się trafi. - Był już późny wieczór, kiedy na koniec zaszedłem do jednego z położonych nieco na uboczu domów - wspomina swoje kolędowanie sprzed kilku lat na osiedlu Koszyckim w Tarnowie ks. Ireneusz Neznal. - Pukam do drzwi, jednak bez rezultatu. W pewnym momencie, ze środka izby słyszę głos starszej kobiety, która woła do męża: ,weź siekierę, bo jakiś złodziej zakrada się przy wejściu". Niewiele brakowało, a potraktowany zostałbym jak bandyta. Jak parafianin z księdzem - Kolęda pozwala mi nie tylko zobaczyć, jak ludzie mieszkają, ale przede wszystkim umacnia kontakt między księdzem a parafianami. Mam okazję porozmawiać z nimi, wysłuchać ich bolączek, nieraz doradzić w trudnych sytuacjach życiowych. Na co dzień, z perspektywy ambony, nie zawsze jest to możliwe, zresztą sami ludzie krępują się o tym mówić. Podczas kolędy często pękają te przysłowiowe lody, ludzie chcą wyżalić się swojemu księdzu - mówi ks. Jerzy, podkreślając, że dla niego - jako proboszcza - kolęda jest jednocześnie okazją do wysłuchania opinii parafian o tym, jak odbierana jest jego praca duszpasterska i nowe inicjatywy. Miał okazję nawiedzać domy obcokrajowców, a nawet wyznawców innych religii. Raz przyjęli go m. in. Świadkowie Jehowy. Już na wstępie zaznaczył, że ma mieć ona cel czysto przyjacielski, bez roztrząsania kwestii wiary. Odstawiana koperta Tradycyjna wizyta duszpasterska, zgodnie z przyjętym w naszym kraju zwyczajem, kończy się najczęściej wręczeniem kapłanowi koperty, w której jest zwykle od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Jest to niejako forma wynagrodzenia pracy kapłana w parafii. - Ofiara nie jest warunkiem koniecznym do odbycia kolędy, przecież wręczana jest dopiero, gdy ksiądz wychodzi z mieszkania - mówi ks. Jerzy. - Kiedy widzę, że sytuacja materialna odwiedzanej przeze mnie rodziny jest ciężka, a to zdarza się coraz częściej, odmawiam przyjęcia koperty. Wyjaśniam, że pieniądze przydadzą się bardziej im, niż mnie. Jak wyjaśnia ks. Jerzy zebrane podczas tegorocznej kolędy w parafii św. Rodziny ofiary trafią dla seminarium księży misjonarzy w Krakowie. W innych parafiach ofiary trafiają na podobne cele.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.