Milczenie Jana Pawła II w czasie świąt wielkanocnych to nie był znak żadnych nowych problemów ze zdrowiem - powiedział Gazecie Wyborczej Luigi Accattoli, watykanista włoskiego dziennika Corriere della Sera.
Tomasz Bielecki: Czy milczenie Papieża podczas wielkanocnego błogosławieństwa oznacza, że rehabilitacja po tracheotomii przebiega gorzej, niż się spodziewano? Luigi Accattoli: Nie, to nie był znak żadnych nowych problemów ze zdrowiem. Leczenie Papieża przebiega w takim tempie, jakiego spodziewali się lekarze. Kłopot w tym, że zdaniem lekarzy z kliniki Gemelli Papież nadal powinien leżeć w szpitalu, ćwiczyć tam mówienie i jeszcze przez kilka tygodni nie występować publicznie. Papież już przecież mówił. Dlaczego w niedzielę się nie udało? - Papież odzyskał mowę po operacji. Słyszeliśmy go już po wyjściu ze szpitala. Wiadomo też, że rozmawia ze swoimi współpracownikami. Ale mówienie wciąż jest ogromnym wysiłkiem i dlatego ogranicza je do minimum. Ponadto Papież mówi raz bardziej, raz mniej wyraźnie. Dlatego papiescy lekarze odradzają mu publiczne przemawianie, dopóki nie będzie pewny swego aparatu mowy. A to może zająć nawet trzy miesiące. Dlaczego więc próbował mówić w niedzielę? - Przez własną niecierpliwość. Tak jak wbrew lekarzom wyszedł ze szpitala, aby podczas Wielkiego Tygodnia być w Watykanie, tak też wbrew ich radom polecił w niedzielę postawić przed sobą mikrofon. Wynik od początku był niepewny: rozmawianie z najbliższymi doradcami to nie to samo, co występowanie przed tłumem. Oczekiwania wiernych zgromadzonych na placu św. Piotra oraz świadomość, że miliony ludzi są ciekawe, czy Papież potrafi mówić, wzmogły u Papieża stres - i się nie udało. Zobaczyliśmy też jego chorobę - atak kaszlu, który jest skutkiem choroby Parkinsona utrudniającej koordynację oddechu. Czy po tym dramatycznym zdarzeniu Papież posłucha lekarzy i przestanie się forsować? - W niedzielę nie po raz pierwszy zobaczyliśmy zniecierpliwienie Papieża dla słabości, która mu przeszkadza w posłudze. Papież chce mówić, chce się spotykać z pielgrzymami i dlatego chyba nadal nie będzie słuchać swych lekarzy.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.