Reklama

Sprawa o. Hejmo: Nie chodzi o igrzyska

Sprawa o. Konrada Hejmy pokazuje, jak bardzo niebezpieczne i krótkowzroczne jest nierozliczenie przez Kościół swojej najnowszej historii. Nie chodzi o podawanie do publicznej wiadomości nazwisk tajnych współpracowników służb specjalnych PRL spośród duchowieństwa, ale o przekazanie wiarygodnego sygnału, że wiedzę taką o swoich księżach mają biskupi - pisze w Rzeczpospolitej Ewa K. Czaczkowska.

Reklama

Przez ostatnie kilkanaście lat mówiono dużo o zasługach Kościoła w przeprowadzeniu Polaków przez czas ateistycznego systemu, w zachowaniu tych wartości, które doszły do głosu w 1980 roku i zaowocowały powstaniem "Solidarności", o zasługach prymasa Wyszyńskiego, o wielu duchownych wspierających opozycję w najgorszym okresie stanu wojennego, okapłanach zamordowanych przez SB. Wreszcie o tym, że władze państwa socjalistycznego traktowały Kościół jako swego największego wroga, z którym walczyły różnymi metodami, także werbowaniem agentów. Nie dość o tym przypominać, zgoda, ale trzeba też powiedzieć o drugiej stronie medalu, o niechlubnych kartach, bo w historii każdego narodu, każdej instytucji tworzonej przez człowieka, a taką bosko-ludzką jest Kościół, jest dobro i zło. Przy okazji warto przypomnieć, że Jan Paweł II miał odwagę przeprosić ponad sto razy za winy ludzi Kościoła. A także iotym, że nazwiska esbeków są odtajniane i będą przy okazji publikacji materiałów o o. Hejmie. Dla prawdy o tamtych złych czasach trzeba pokazać całą złożoność sytuacji. Nie po to, by napawać się krwią, by jak straszą niektórzy robić igrzyska. Nie chodzi przecież o to, by ujawniać publicznie nazwiska byłych konfidentów spośród duchowieństwa. Chodzi o danie czytelnego sygnału, że komisje kościelne zbadały materiały, a wiedzę na temat byłych agentów ma biskup, który jako sprawiedliwy i miłosierny pasterz powinien wiedzieć, co z tą wiedzą zrobić. To wystarczy. Zadziwiające jest jak ci, którzy są przeciwni lustracji, z uporem powtarzają, że większość materiałów dawnego MSW albo została sfałszowana, albo zniszczona, dlatego nie można już dojść prawdy. Dziwi, bo ci, którzy znają materiały esbeckie, czyli historycy, także IPN, takich wniosków nie wyciągają. Powołanie kościelnych komisji miałoby i tę zaletę, że jej członkowie zaglądaliby do materiałów wewnętrznych, gdzie mogły się zachować informacje o księżach, którzy lojalnie informowali swoich biskupów o nachodzących ich panach z SB. DAWNI ESBECY NIE ŚPIĄ Jest jeszcze jeden istotny argument przytoczony w "Tygodniku Powszechnym" przez dr. Andrzeja Grajewskiego, autora pierwszej książki oagenturze w Kościele: "Gdybyśmy przeprowadzili wiwisekcję kilku znanych spraw kryminalnych, w które wplątani byli duchowni, okaże się, że wielu oskarżonych zarejestrowano w archiwach SB jako tajnych współpracowników. Z kolei ci, którzy wciągnęli ich w przestępczy proceder, byli niegdyś oficerami operacyjnymi. Teraz funkcjonują w szarej przestępczej sferze". Byli oficerowie SB pojawiają się w aferze Stella Maris. O tym, że i innym dawni pracownicy Departamentu IV MSW zajmującego się dawniej inwigilacją Kościoła dzisiaj proponują robienie "dziwnych" interesów, wiem od samych duchownych. Czy Kościół chce być dalej w pewnym sensie prowadzony przez służby specjalne PRL? Nato pytanie muszą odpowiedzieć sami hierarchowie. EWA K. CZACZKOWSKA Autorka jest publicystką "Rzeczpospolitej" Porozmawiaj o tym na FORUM :.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
-1°C Sobota
noc
-1°C Sobota
rano
2°C Sobota
dzień
2°C Sobota
wieczór
wiecej »

Reklama