Telewizje publiczna ostro krytykuje na łamach naszego Dziennika uznawany za specjalistę w dziedzinie mediów bp Adam Lepa.
Wyraża się przekonanie, że utrata tej misji może postawić telewizję w pozycji "piątej kolumny" wobec dobra wspólnego i żywotnych interesów państwa. Telewizja publiczna ma być najważniejszym forum życia publicznego i stwarzać dogodne warunki dla rozwoju komunikacji społecznej. Dlatego pracujący w niej dziennikarze powinni odznaczać się przede wszystkim bezstronnością i wysokim profesjonalizmem. Bezstronność budowana jest na obiektywizmie i uczciwości, braku uprzedzeń i kulturze osobistej. Profesjonalizm zaś, wciąż pogłębiany, opiera się na gruntownej wiedzy, doświadczeniu i na... pokorze. Spotykany dawniej dystans ze strony nadawcy jest dziś zastępowany postawą empatii, prowadzącą do partnerstwa z odbiorcą. Gdyby telewizja publiczna wiernie wypełniała swoją misję, mogłaby dokonać bardzo wiele, przede wszystkim na polu formowania świadomych obywateli oraz w procesie integracji społeczeństwa. Również wychowanie patriotyczne mogłoby się wreszcie stać główną domeną tej telewizji. Jak bumerang wraca pytanie, czy telewizja publiczna jest w ogóle potrzebna, skoro traci swoją misję i staje się niewydolna. Odnosi się nieodparte wrażenie, że wspomniana wyżej tendencyjność, a także brak orientacji w nastrojach odbiorców są zagrożeniem dla przyszłości tej telewizji. Podważają wszak sensowność dalszego jej istnienia. Tymczasem jest ona bardzo potrzebna Narodowi i jego kulturze. Jednocześnie na wysokie uznanie zasługują ci nieliczni dziennikarze telewizji publicznej, którzy w gorączce kampanii wyborczej potrafili się zdobyć na obiektywizm i bezstronność. Dowiedli, że można być sobą nawet w warunkach niesprzyjających prawdzie. Pokazali klasę jako jej odważni słudzy. Może kogoś zdziwić, że nie wymieniam tytułów wspomnianych programów ani nazwisk ich twórców. Nie wymieniam też nazwy ugrupowania faworyzowanego przez telewizję publiczną. Czynię tak, ponieważ przejawy stronniczej sympatii były szyte dość grubymi nićmi. Może dlatego, że dysponenci tej telewizji nie dostrzegli, iż ich odbiorcy stali się bardziej krytyczni i wymagający. A może w swej naiwności zakładali, że tzw. ogół nie wie dokładnie co znaczy "telewizja publiczna" i jaka jest jej misja. Na temat telewizji publicznej zabieram głos przede wszystkim z jednego powodu. Gdy przed laty telewizja ta wbrew swojej misji pozwoliła się podporządkować jednej partii politycznej i z dużym powodzeniem realizowała przyjęte zobowiązania, uważałem za konieczne wyrażanie swojej krytycznej opinii na ten temat (artykuły w takich pismach, jak "Niedziela", "Tygodnik Solidarność", "Życie", "Rzeczpospolita"). Później, po zmianach dokonanych w telewizji publicznej, byłem przekonany, że już nigdy nie będzie ona telewizją "publicznie-partyjną". Dziś nie jestem już tego pewien. W wielu programach telewizji publicznej straszono widzów najczarniejszymi scenariuszami mającej nadejść nowej sytuacji politycznej w Polsce. Stosowano w tym celu metody z dawnych arsenałów. Ja jednak lękam się raczej o przyszłość tej telewizji. Choć marzy mi się, aby pracowali w niej wyłącznie słudzy prawdy, a nie najemnicy, którzy zdolni są wykonać każde zlecenie - również to, które przekreśla misję telewizji publicznej i szkodzi Polsce.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.