Będzie ciąg dalszy procesu w sprawie bezpodstawnego wykorzystania policyjnej prowokacji wobec białostockiego kardiochirurga Tomasza Hirnlego. Obrońcy wszystkich czterech oskarżonych złożyli bowiem apelacje od wyroku sądu pierwszej instancji.
Prokuratura Apelacyjna w Krakowie oskarżyła w tym procesie trzech białostockich policjantów zajmujących się walką z korupcją i lekarza, uważanego za inspiratora całej akcji.
Po trwającym 2,5 roku procesie, przed Sądem Rejonowym w Białymstoku w październiku 2012 roku zapadły wyroki skazujące.
W przypadku lekarza sąd orzekł karę dwóch lat więzienia bez zawieszenia, w przypadku dwóch policjantów - kary po 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata, do tego grzywny i 3-letnie zakazy wykonywania zawodu. Trzeci z oskarżonych policjantów został skazany na grzywnę i roczny zakaz wykonywania zawodu.
Jak poinformowała PAP we wtorek koordynator biura prasowego Sądu Rejonowego w Białymstoku, sędzia Grażyna Zawadzka-Lotko, do sądu wpłynęły apelacje obrońców oskarżonych. Formalnie jest jeszcze możliwe przysłanie pocztą apelacji przez samego oskarżonego lekarza, choć nie jest ona konieczna, bo apelacje złożyli jego dwaj obrońcy.
Adwokaci w swych apelacjach przede wszystkim kwestionują sprawstwo ich klientów i nie zgadzają się z oceną dowodów przeprowadzoną przez sąd. Uważają, że nie uwzględnił on też okoliczności przemawiających na korzyść oskarżonych.
Apelacji nie złożyła prokuratura w Krakowie, w której ocenie wyrok jest "zasadny".
Proces dotyczy wykorzystania przez policję tzw. kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej kardiochirurgowi Tomaszowi Hirnlemu, szefowi kliniki w uniwersyteckim szpitalu klinicznym w Białymstoku. W czerwcu 2005 roku podstawione osoby, które w akcji odegrały role żony i córki pacjenta wymagającego operacji kardiochirurgicznej, zostawiły w gabinecie lekarza 5 tys. zł w kopercie.
Po długim procesie kardiochirurg został uniewinniony, a sądy orzekły, że - nie mając żadnych wiarygodnych informacji, iż przyjmuje on łapówki - nie można było w sposób legalny przeprowadzić takiej akcji wobec niego. Za niesłuszny areszt lekarz dostał odszkodowanie i zadośćuczynienie.
To, że cała sprawa jest intrygą jednego lekarza wobec drugiego, wyszło na jaw dzięki dziennikarskiemu śledztwu. Autor telewizyjnego reportażu zawiadomił Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie i to ona oskarżyła lekarza, policjantów i trzy osoby biorące udział w prowokacji.
Prokuratura ta uznała bowiem, że w akcji bezpodstawnie wykorzystano instytucję kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej. Oceniła także, że doszło do wprowadzenia w błąd prokuratora okręgowego w Białymstoku, który udzielał zgody na zastosowanie tej prowokacji.
Uznawanemu za jej inspiratora lekarzowi zarzucono m.in. tworzenie fałszywych dowodów, składanie fałszywych zeznań i nakłanianie do ich składania (za obietnicę zapłacenia 20 tys. zł) dwóch innych osób, biorących bezpośredni udział w prowokacji.
Dwie kobiety, które w akcji odegrały rolę rodziny pacjenta, dobrowolnie poddały się karze więzienia w zawieszeniu na samym początku tego procesu. Proces mężczyzny, który był pacjentem, został z powodu jego stanu zdrowia wyłączony do odrębnego postępowania i trafił do sądu w Warszawie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.