Feministki protestują przeciw reklamie pod patronatem Instytutu Matki i Dziecka - donosi Gazeta Wyborcza. Spot reklamowy, o który chodzi, zwraca uwagę na groźne zjawisko społeczne.
Akcja spotu (zobacz) toczy się na porodówce. Młode małżeństwo w pocie i bólu oczekuje potomka. Zamiast dziecka jednak na świat przychodzi... odkurzacz Chwilę później szpitalnym korytarzem przechadza się para z telewizorem plazmowym jak z becikiem. Głos z off-u: "Coraz częściej dzieci przegrywają konkurencję z przedmiotami i karierą. Rodzi się nas mniej, niż umiera. A ty, co jeszcze musisz kupić, zanim zdecydujesz się na dziecko?". - Chcemy zwrócić uwagę zwłaszcza młodych ludzi, którzy coraz częściej wybierają konsumpcyjny styl życia. Pokazać im, że jest coś ważniejszego, czyli rodzina - mówi Agnieszka Jadczyszyn, PR Instytutu Matki i Dziecka. Reklamę wymyśliła agencja reklamowej JWT, spot wykonała dla Instytutu za darmo. - Odkryliśmy, że to częsty dylemat: zarobić kolejne tysiące czy pozwolić sobie na dzieci? - tłumaczy dyrektor kreatywny JWT Dariusz Zatorski. Jak mówi, sam przez to przechodził, zanim zdecydował się na dzieci. Spoty są rozsyłane pocztą elektroniczną, chodzą w internecie i w wolnym czasie reklamowym TVP. Internauci dyskutują: "To obraża ludzi, którzy nie chcą mieć dzieci" - piszą. Na portal feminoteka.pl trafił list z protestem. Pod listem rysunek sprzątającej gospodyni domowej i hasło: "Odkurzanie czy rodzenie, naprawdę mam tylko taki wybór?". Katarzyna Nowakowska, autorka listu: - Spot wzbudził we mnie niesmak. Brzmi jak z czasów Trzeciej Rzeszy: kobiety, do rodzenia dzieci, marsz! I wpisuje się w nachalną politykę PIS-u i LPR-u. Według Nowakowskiej autorzy spotu potraktowali kobiety przedmiotowo, a cała kampania to "prostackie wywoływanie poczucia winy w ludziach, którzy odpowiedzialnie i realistycznie planują życie rodzinne". - Ludzie nie dlatego nie decydują się na dzieci, że mają wybujałe ambicje materialne, ale raczej dlatego, że nie czują się bezpiecznie - mówi Nowakowska. Podkreśla, że kobiety obawiają się rodzić dzieci, bo w razie utraty pracy albo opuszczenia przez męża zostaną ze swoimi problemami zupełnie same. - W kraju, gdzie nie sposób wyegzekwować obowiązek alimentacyjny, kampania nawołująca do rodzenia dzieci nie ma sensu. Zatorski podkreśla, że spot miał być ironiczny. - Chcieliśmy wywołać dyskusję i udało się: ludzie zaczynają rozmawiać o tym, że jest nas coraz mniej. Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, uważa, że kampania jest nietrafiona: - Bezdzietność to nie zawsze wybór w pełni świadomy, częściej naturalna kolej rzeczy. Odpowiada za to m.in. rynek pracy, który otwiera przed kobietami wiele możliwości, a z drugiej strony słaba polityka prorodzinna państwa. Nie sądzę, żeby ktokolwiek podejmował decyzję typu: kosztowne wczasy, a dzieci za rok. To raczej hedonizm może decydować o spadku liczby urodzeń, czyli wybór typu: lepiej sobie spokojnie żyć, niż brać na głowę zbyt wiele, np. wychowywanie dzieci. Decyzje prokreacyjne są zbyt poważne, żeby można było nimi sterować za pomocą spotów reklamowych. Od redakcji To jasne, że zwolennicy przekształcenia człowieka wyłącznie w konsumenta są oburzeni tym spotem. To oczywiste, że walczące feministki, które każą kobietom rywalizować z mężczyznami na ich polu, czują się dotknięte i stają na uszach, żeby przekręcić sens inicjatywy Instytutu Matki i Dziecka. A sprawa jest niezwykle ważna. Spot zwraca uwagę na zjawisko niemal powszechne w Polsce. Mnóstwo młodych ludzi uważa, że najpierw trzeba mieć samochód, dom, wyposażenie, pozycję zawodową, a dopierom potem można myśleć o dziecku. Dziecko staje się w tym rozumieniu czymś w rodzaju zabawki, swoistym zwieńczeniem życiowego sukcesu. Popieramy ten spot. Bardzo.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.