O św. Janie - autorze Apokalipsy mówił Benedykt XVI podczas środowej audiencji generalnej w Watykanie.
Jego celem jest w ostateczności ukazanie, poczynając od śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, sensu ludzkiej historii. Pierwsze i podstawowe widzenie tej księgi dotyczy bowiem postaci Baranka, który choć został zabity, stoi (por. Ap 5,6) przy tronie, na którym zasiadł już sam Bóg. W ten sposób Jan pragnie powiedzieć nam nade wszystko dwie rzeczy. Pierwszą jest to, że Jezus, chociaż zabity w sposób gwałtowny, zamiast paść na ziemię paradoksalnie stoi niewzruszenie na własnych nogach, ponieważ poprzez zmartwychwstanie ostatecznie zwyciężył śmierć. Drugą jest to, że sam Jezus, właśnie dlatego, że zmarły i zmartwychwstały, jest już w pełni uczestnikiem królewskiej i zbawczej mocy Ojca. To widzenie ma znaczenie podstawowe. Jezus, Syn Boży, na tej ziemi jest Barankiem, bezbronnym, zranionym, zabitym, a mimo to stoi prosto, stoi na nogach, stoi przed tronem Boga i ma udział w mocy Bożej. On ma w swych rękach historię świata. Tym samym Natchniony chce nam powiedzieć: Ufajcie Jezusowi, nie obawiajcie się przeciwnych mocy prześladowań, zabity Baranek zwycięża, idźcie za Barankiem-Jezusem. Zaufajcie Jezusowi, idźcie Jego drogą, chociaż na tym świecie jest jedynie Barankiem i wydaje się słaby. To On jest zwycięzcą. Przedmiotem jednego z podstawowych widzeń Apokalipsy jest ów Baranek w momencie otwierania księgi, zamkniętej wcześniej na siedem pieczęci, których nikt nie był w stanie złamać. Jan ukazany jest wręcz ze łzami w oczach, ponieważ nie było nikogo godnego ani zdolnego do tego, by otworzyć księgę i ją czytać (por. Ap 5,4). Historia pozostaje nieprzenikniona, niezrozumiała, nikt nie może jej odczytać. Może ten płacz Jana w obliczu tajemnicy historii, która jest tak nieodgadniona, wyraża zamęt Kościołów w Azji wywołany milczeniem Boga wobec prześladowań, na jakie były wystawione w tym momencie. W zagubieniu tym może doskonale odbijać się nasza konsternacja w obliczu poważnych trudności, nieporozumień i wrogości, jakich i dziś Kościół doznaje w różnych stronach świata. Niewątpliwie Kościół nie zasłużył na te cierpienia, podobnie jak sam Jezusa nie zasłużył na swoją mękę. Ukazują one jednak zarówno nikczemność człowieka, kiedy ulega podszeptom zła, jak i panowanie ze strony Boga nad wydarzeniami. I tak płacz Jana w obliczu niezrozumiałości historii trwa przez całą historię. Otóż tylko złożony w ofierze Baranek może wyciągnąć z niej wskazówki i naukę służącą życiu chrześcijan, którym Jego zwycięstwo nad śmiercią niesie zapowiedź i gwarancję zwycięstwa, które i oni niewątpliwie odniosą. W centrum wizji, jakie przynosi Apokalipsa, są również bardo znamienne widzenia Niewiasty, która w bólach wydaje na świat Syna oraz komplementarna wizja Smoka, który choć spadł z nieba, jest jeszcze bardzo potężny. Niewiasta ta przedstawia Maryję, Matkę Odkupiciela, ale reprezentuje jednocześnie cały Kościół, lud Boży wszystkich czasów. Kościół, który we wszystkich czasach w wielkich boleściach rodzi zawsze od nowa Chrystusa i któremu stale zagraża moc Smoka, wydaje się bezbronny i słaby. Kiedy jednak Niewiasta zagrożona jest i prześladowana przez Smoka, osłania Ją pociecha ze strony Boga. W końcu zwycięstwo odnosi Niewiasta, a nie Smok. Oto wielkie proroctwo tej księgi, które napawa nas ufnością, a Niewiasta, która cierpi w ciągu historii, Kościół, który jest prześladowany, w końcu ukazuje się jako Oblubienica pełna blasku - obraz nowej Jerozolimy, gdzie nie ma już łez ani płaczu, obraz przemienionego świata, nowego świata, którego światłością jest sam Bóg, którego lampą jest Baranek. Dlatego Apokalipsa Jana, chociaż pełna nieustannych odwołań do cierpień i udręk - mrocznego oblicza rzeczywistości - jest w równym stopniu przeniknięta częstym śpiewem chwały, który jest jakby jasnym obliczem historii. I tak na przykład, czytamy tam o wielkim tłumie, który śpiewa, niemal wołając: "Alleluja, bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła" (Ap 19,6-7). Mamy tu do czynienia z typowym paradoksem chrześcijaństwa, według którego cierpienie nie jest pojmowane jako ostatnie słowo, lecz widzi się w nim niejako punkt przejścia do szczęśliwości, owszem nawet ono samo jest w tajemniczy sposób przesiąknięte radością, jaka płynie z nadziei. Właśnie dlatego Jan, Natchniony z Patmos, może zakończyć swą księgę ostatnim pragnieniem, pulsującym drżeniem oczekiwania. Wzywa on ostatecznego przyjścia Pana: "Przyjdź, Panie Jezu!" (Ap 22,20). To jedna z centralnych modlitw rodzącego się chrześcijaństwa, przełożona przez św. Pawła na język aramejski jako "Marana tha". Ta modlitwa: "Przyjdź, Panie Jezu", ma rozmaite wymiary. Naturalnie przede wszystkim jest oczekiwaniem ostatecznego zwycięstwa Pana, nowej Jerozolimy, Pana, który przychodzi i przemienia świat. Jednocześnie jest również modlitwą eucharystyczną: "Przyjdź, Jezu, teraz". I Jezus przychodzi, uprzedza swe ostateczne nadejście. Dlatego z radością jednocześnie mówimy: "Przyjdź teraz i przyjdź w sposób ostateczny". Jest i trzecie znaczenie tej modlitwy: "Przyszedłeś już, Panie, jesteśmy pewni Twej obecności wśród nas, jest ona dla nas radosnym przeżyciem, ale przyjdź w sposób ostateczny". I tak wraz z Natchnionym z Patmos, ze św. Pawłem, z rodzącym się chrześcijaństwem prosimy i my: "Przyjdź, Jezu! Przyjdź i odmień świat! Przyjdź już dziś i niech zwycięży pokój! Amen.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.