Zbrodnie popełniane na północy kraju przez różne uzbrojone grupy, w tym wojska rządowe, zmusiły około 250 tys. mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej do opuszczenia swych domów.
Siostra Petra Urietti, misjonarka Sióstr św. Józefa, pracująca od wielu lat na misjach w Republice Środkowoafrykańskiej, a ściślej na północy tego kraju, tuż przy granicy z Czadem, donosi w rozmowie z watykańską agencją Fides o dramatycznej sytuacji uchodźców. "Ci skrajnie biedni wieśniacy są żerem dla wielu uzbrojonych grup włóczących się w okolicy" - mówi siostra pokazując fotografie zwęglonych chat. - "Znaleźliśmy umierających ludzi brutalnie zmasakrowanych, z czaszkami rozbitymi kolbą karabinu, którzy nie byli nawet warci kuli, zostawionych by umierali w okrutnej agonii. Człowiek, który to zrobił, był prawdopodobnie pod wpływem narkotyków. To jedyne wyjaśnienie tak wielkiego okrucieństwa serca i całkowitego braku respektu dla ludzkiego życia" - relacjonuje s. Petra. Doniesienia o dramatycznej sytuacji uchodźców potwierdza Toby Lanzer, koordynator pomocy humanitarnej ONZ w Republice Środkowoafrykańskiej, który poinformował, że na północy tego kraju przebywa około 150 tys. uchodźców. Kolejne 50 tys. schroniło się za granicami Czadu, a 20 tys. dotarło do Kamerunu. Sytuacja w tym liczącym ponad 3 mln mieszkańców kraju ma wpływ na cały region, zbiegając się z kryzysem w sudańskim Darfurze i w Czadzie. Sisotra Petra Ureti podkreśla, że pomimo horroru panoszącej się przemocy, siostry wciąż pracują i wciąż mają nadzieję. Dzięki pomocy Kościoła na Zachodzie udało im się odbudować szkołę misyjną. - "Widok dzieci, które miesiącami ukrywały się w lasach a teraz przychodzą do szkoły w świeżo upranych mundurkach pieczołowicie przechowywanych podczas ucieczki, jest bardzo poruszający. Niektóre z tych dzieci żyją w obozach dla uchodźców, inne od miesięcy przebywają w lesie, wielu straciło oboje rodziców. Dzięki Bogu, chroni ich afrykański system rozległych rodzin" - opowiada misjonarka. "Pierwszą rzeczą, którą słyszę od ludzi opuszczających wioskę jest: w tej sytuacji bardzo trudno zachować nadzieję" - mówi s. Petra. Siostry starają się przekonywać ludzi, którzy stracili swoje domy, by odbudowywali je - a co za tym idzie swoje życie - nie czekając na pomoc, lecz używając nielicznych lokalnych środków. Najważniejszym zadaniem jest jej zdaniem ochrona ludzkiej godności każdej osoby i jej szacunku do samego siebie. - "Do tego potrzeba nie tylko pilnej, pierwszej pomocy. Ona skłania ich jedynie do ciągłego pytania o żywność i lekarstwa, a trzeba ich nauczyć jak mogą sami sobie pomóc. Daję ludziom wszelką pomoc, jaką tylko dysponuję, ale aby zachowali godność i szacunek do samych siebie, proszę ich, by dali coś w zamian, choćby cegłę dla szkoły" - tłumaczy włoska misjonarka.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.