Policja wrzuciła do katolickiej katedry w stolicy Sudanu, Chartumie gazy łzawiące i pobiła pałkami ludzi uciekających ze świątyni. Do zdarzenia doszło w noc sylwestrową w czasie Mszy św. z udziałem ponad 500 osób, w tym byłego wiceprezydenta kraju. Sześciu katolików zostało rannych i przebywa w szpitalu.
Według dziennika "Al-Sudani" policjanci ścigali człowieka, który ranił nożem przechodnia, a następnie wmieszał się w tłum ludzi stojących na przed wejściem do katedry pw. Wszystkich Świętych w centrum Chartumu. Dwadzieścia minut po rozpoczęciu Mszy św. w budynku rozległy się wybuchy. Według ks. Sylwestra Thomasa, który przewodniczył liturgii, co najmniej dziewięć bomb z gazem łzawiącym wylądowało wśród uczestniczących w niej wiernych. Tłoczących się przy głównym wejściu do kościoła ludzi, którzy chcieli uciec ze świątyni, policjanci bili pałkami. Otwarto więc wszystkie drzwi, aby zebrani mogli swobodnie ewakuować się z katedry. Ks. Thomas obawia się, ze atak policji mógł być dokonany z premedytacją. Dlatego postanowił złożyć skargę do sądu na działania jednostki sił porządkowych, która wtargnęła do kościoła. Poinformował również, że bomby z gazem łzawiącym poczyniły też szkody materialne, niszcząc meble, drzwi i komputer. "Jeden z rannych został poparzony przez palące się plastikowe krzesło" - powiedział duchowny. Wezwał policję, aby szanował miejsca kultu i wyraził opinię, że tego rodzaju incydenty nie pomagają w pokojowym współżyciu wyznawców różnych religii w Sudanie. Większość jego mieszkańców (73 proc.) stanowią muzułmanie, mniejszość chrześcijańska (8,2 proc.) żyje głownie na południu kraju i w Chartumie.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.