Dlaczego prawie milion ludzi przyszło w niedzielę na Dzień Rodziny, żeby bronić tradycyjnych wartości katolickich wyjaśnia w rozmowie z Gazetą Wyborczą Sergio Romano, jeden z czołowych komentatorów politycznych we Włoszech, związany z dziennikiem Corriere Della Sera i tygodnikiem Panorama.
Za Gazetą Wyborczą publikujemy obszerne fragmenty ciekawego wywiadu: Paweł Szczerkowski: W niedzielę w Rzymie milion ludzi manifestowało w obronie rodziny i protestowało przeciwko ustawie legitymizującej wolne związki. W dzisiejszej Europie nieczęsto się zdarza, by na demonstrację w obronie tradycyjnych, katolickich wartości przyszło milion ludzi. Sergio Romano: Włochy są inne niż reszta krajów katolickich. Tu zawsze było dwóch suwerenów, a Kościół był i jest najpotężniejszy. Kościół uważa Włochy za "swoje" i zwłaszcza dla Kościoła Benedykta XVI, walczącego z postępującą dechrystianizacją Europy, legalizacja wolnych związków we Włoszech byłaby o wiele większą porażką niż wcześniej w Hiszpanii czy innych krajach. Kościół przygotowywał się do tej demonstracji od miesięcy. Zmobilizowano wszystkie parafie, dziesiątki katolickich stowarzyszeń, organizacji, związków zawodowych. W przeważającej mierze nie była to spontaniczna manifestacja zwykłych Włochów, tylko dobrze zorganizowanych grup interesu. - Ale liczba uczestników i tak kilkakrotnie przekroczyła oczekiwania organizatorów. - Tak, demonstracja okazała się dużo silniejsza, a przyczyna jest natury politycznej. Po zeszłorocznych, wyrównanych wyborach Włochy są bardzo podzielone. Wybory w gruncie rzeczy nie pokazały, czy Włosi wolą lewicę, czy prawicę, więc konflikt polityczny przybrał na sile. W takiej sytuacji część ugrupowań postanowiła sprzymierzyć się z Kościołem, bo można zbić na tym kapitał polityczny. Na demonstrację poszła cała prawica z Berlusconim i innymi przywódcami. Nie chodziło więc tylko o wartości katolickie, po prostu demonstracja stała się okazją do ataku na rząd. - Czyli Włosi nie są bardziej konserwatywnym społeczeństwem niż reszta Europejczyków, społeczeństwem, które nie godzi się na zalegalizowanie wolnych związków, w tym homoseksualnych? - Statystycznie Włosi chodzą tak samo często do Kościoła jak mieszkańcy np. Hiszpanii. Małżeństw jest coraz mniej, za to coraz więcej ludzi wybiera życie w związkach nieformalnych. Włochy idą z europejskim trendem i stają się coraz bardziej liberalne. Dlatego w kwestii przyznania praw wolnym związkom zarysowuje się szeroki społeczny konsensus. Większość, także wśród praktykujących katolików, jest za, i ten konsensus będzie się umacniał. Tym bardziej że przygotowana przez rząd ustawa DICO jest bardzo umiarkowana w porównaniu z rozwiązaniami dotyczącymi wolnych związków choćby w Hiszpanii. W DICO nie mowy o uznaniu związków homoseksualnych za małżeństwa. (...) - Kto jest górą w tej konfrontacji - lewicowy rząd czy Kościół i opozycja? - Na dłuższą metę wygra lewica i wolne związki dostaną swoje prawa. Może jeszcze nie teraz, może na razie ustawa DICO zostanie zawieszona, może to jeszcze nie ten moment. Bo na razie wyraźnie silniejszy jest Kościół. Ale jeszcze raz chcę podkreślić, że niekoniecznie wynika to z protestu przeciwko wolnym związkom. Proszę zauważyć, że niedzielna demonstracja nazywała się Dzień Rodziny. Nazwano ją tak celowo. Od zakończenia II wojny w tym kraju nie było praktycznie żadnej polityki prorodzinnej. Wspieranie rodzin, by miały więcej dzieci, uważano za coś niepoprawnego, bo za bardzo przypominało czasy faszystowskie. To państwo totalitarne zajmowało się rodzinami. Podobną sytuację obserwujemy w Niemczech, gdzie od upadku nazizmu rządy ociągały się z prowadzeniem polityki prorodzinnej. W efekcie oba kraje mają dziś najniższy przyrost naturalny w Europie. Jest poczucie, że państwo zaniedbało rodzinę, i na tych nastrojach zagrał Kościół, by przyciągnąć Włochów na demonstrację. Wielu ludzi na nią poszło, by domagać się od rządu wspierania rodziny, a nie mają nic przeciwko związkom homoseksualnym.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.