Zapis rozmowy z księdzem arcybiskupem Stanisławem Wielgusem, którą 29 grudnia 2006 r. przeprowadził na potrzeby Instytutu Pamięci Narodowej dr Jan Żaryn, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN publikuje Nasz Dziennik. Jest to wersja, która 5 stycznia 2007 r. wysłana została z redakcji Katolickiej Agencji Informacyjnej do autoryzacji. Tekst nieautoryzowany.
Jan Żaryn: Jeśli można, to wszystko sobie domówimy. Ja tylko sprawdzę, czy to się będzie nagrywało. Dziś jest 29 grudnia 2006 roku. Rozmawiam z Jego Ekscelencją księdzem arcybiskupem Stanisławem Wielgusem. Jeśli można, to najpierw rzeczywiście ustalmy parę rzeczy natury podstawowej. Ja o tej wizycie poinformowałem swojego przełożonego, czyli Janusza Kurtykę, który zgodził się na to, żebym tu przyjechał. Druga informacja, że oczywiście poza nami w zasadzie nikt o tej rozmowie nie wie i taka też była moja wola, żeby się nikt nie dowiedział. Nie ukrywam, że co najmniej od kilku dni dziennikarze bombardują mnie i innych historyków na okoliczność dokumentów, które znajdują się w IPN, a dotyczą Księdza Biskupa. Ja na razie odsyłam wszystkich w nieznane, ponieważ bez wątpienia jako historyk jestem zainteresowany tym, żeby przede wszystkim rozmawiać ze wszystkimi osobami i czytać jak najwięcej; żeby wyrobić sobie zdanie na temat przeszłości historycznej. I dopóki nie mam tych kilku źródeł, to nie chcę z góry zakładać żadnej tezy. Ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus: - A czy Pan zna tę moją teczkę? - Tak. - Czy może Pan coś o niej powiedzieć? - Prawdę mówiąc, wolałbym nie. Chciałbym porozmawiać w ten sposób, aby to jednak Ksiądz Biskup zechciał powiedzieć tyle, ile uważa za stosowne, ale będąc bez tej świadomości, jaka jest zawartość akt pozostających w gestii IPN. Przepraszam, że stawiam to tak otwarcie, ale tak wolę. - Oczywiście. - Chciałbym oczywiście porozmawiać o tych rozmowach z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa, przy czym jeśli można, to zaproponowałbym dwa równoległe sposoby rozmawiania. Ponieważ to dla mnie też jest trudna rozmowa. Ja nie czuję się ani prokuratorem, ani sędzią. Ale chciałbym jednak dowiedzieć się o tych rozmowach czegoś więcej. Korzystając zatem z naszego spotkania, chciałbym się też dowiedzieć czegoś więcej na temat KUL-u w latach 60. i 70. - szczególnie w tym okresie. Chciałbym również porozmawiać na temat tego, co stanowiło pewne tło w latach, które mnie najbardziej interesują, tzn. konkretnie od 1967 roku. Może zacznijmy od tego wątku KUL-owskiego. Jedna rzecz dotycząca tamtego czasu i tamtego środowiska szalenie mnie ciekawi, a mianowicie od końca lat 50. zaczyna się taka fala wzmożonych ataków - zarówno ze strony Ministerstwa Finansów, oczywiście również ze strony Służb Bezpieczeństwa. Skierowane jest to wszystko przeciwko KUL-owi. Jest kontrola NIK-u, jest co najmniej kilka równoległych działań. Oczywiście znając mechanizm działania tamtejszych władz, wiem, że próbowano zdobyć różnego typu informacje dotyczące życia uczelnianego. Oczywiście dla komunistów KUL był siedliskiem reakcji. Sama nazwa sprawy obiektowej kryptonim "Ciemnogród" dość jednoznacznie określała stosunek Służby Bezpieczeństwa do tej uczelni. Ale z drugiej strony uważano, że na tej uczelni istnieją różnego typu środowiska, które między sobą prowadzą poważną rywalizację czy też istnieje między nimi różnego rodzaju napięcie. Oczywiście jednym z takich stałych punktów programu było poszukiwanie środowiska, które było antyprymasowskie. Chciałem się dowiedzieć, jak w tym czasie Ksiądz Biskup jako młody kapłan, naukowiec, studiujący, potem wykładający w latach 60.... - W latach 60. nie wykładałem, w 70. też nie. Od 1969 roku pracowałem w Międzywydziałowym Zakładzie Historii Kultury Średniowiecza. Miałem tylko jedną koleżankę i razem pracowaliśmy nad edycjami naukowych tekstów średniowiecznych. To było moje zadanie naukowe, które realizowałem całe życie. Także kontaktu szerszego ze środowiskiem uczelnianym nie miałem. Mam taką naturę, że specjalnie towarzyski nie jestem, nigdy nie byłem za bardzo towarzyski. Miałem swoje życie, miałem zresztą rodzinę w Lublinie. Zajmowała mnie tylko praca. Natomiast słyszało się tylko coś tam czasem o jakichś różnicach zdań między pewnymi ludźmi. Może wtedy miałem jakieś wyraźniejsze myśli na ten temat, ale w tej chwili naprawdę nie pamiętam, żebym słyszał o konfliktach na tym tle w naszym KUL-owskim środowisku. Czytało się, że są pewni dziennikarze spoza uniwersytetu, którzy krytykują kardynała Wyszyńskiego. Taka postawa wywoływała oburzenie na KUL-u, bo czuliśmy się bardzo związani z kardynałem Wyszyńskim. Takie są moje wrażenia z tego czasu. - Ksiądz urodził się w 1939 roku. Także w 1967 czy 1968 r., kiedy to wszystko się zaczęło, to jest Ksiądz bardzo młodym człowiekiem. - Złożyła się na to niedojrzałość, zastraszenie. Byłem ścigany przez tych sekwestratorów i opisywany. Nie chcę tego tłumaczyć, żeby Pan nie odebrał tego w ten sposób, że ja się usprawiedliwiam. Człowiek był zaszczuty ze wszystkich stron o to od dziecka właściwie. Wspominałem o moim domu rodzinnym. Później chodziłem do liceum biskupiego w latach stalinowskich, 1952-1956. Odebrano nam maturę, musiałem zdawać drugą maturę ze wszystkich przedmiotów. Byliśmy poniżani, męczeni. Można było się w pewnym sensie "mścić" później za to; jakoś więc w kazaniach i na rekolekcjach, których niezmiernie dużo prowadziłem, w jakimś sensie to robiłem. Przez cały czas. Stąd były pod moim adresem zarzuty. Dochodziły do mnie głosy, nie bezpośrednio: "Na co on sobie pozwala?". Pamiętam, że dla "Solidarności" w Wąwolnicy wygłosiłem takie płomienne kazanie i byłem za to bardzo źle oceniony. Tego tam - w dokumentach IPN-u - nie ma na pewno. To było w okresie "Solidarności". To był chyba 1980 rok. Moje kazania, których tysiące ludzi słuchało, były jednoznaczne. W tej chwili się o tym zapomina, ale przez dziesiątki lat po wojnie to tylko Kościół podtrzymywał ducha narodowego i wartości polskie i europejskie. Właśnie ci anonimowi księża głoszący kazania, rekolekcje, odbywający spotkania z młodzieżą, uczący religii. To były potworne czasy. W latach 60., jako wikariusz, miałem 30 godzin religii, oczywiście nikt nie brał za to żadnych pieniędzy. Trzeba było tę młodzież organizować, za to mnie opisywano w prasie lubelskiej. Takie były czasy. Nigdy tego nie ukrywałem i zawsze miałem to w świadomości. Nigdy nie byłem zwolennikiem tego systemu. Ponieważ mnie prześladowano, te artykuły w gazetach sprawiły, że za kilka tygodni dostałem podatek. Taki domiar podatkowy wsteczny - potężny, którego nie mogłem w żaden sposób zapłacić. Poszedłem wtedy na studia filozoficzne, więc nie było sposobu, żeby zebrać te pieniądze. Chodził za mną poborca podatkowy, zabrał mi zegarek z ręki, bo tylko to miałem. Takie były czasy. - A jeśli chodzi o kontakty z prof. Czesławem Skrzeszewskim, to były one też bliskie? - Ja nie miałem takich kontaktów. Jedyne, co pamiętam, to to, że był moim egzaminatorem, jak trzeba było zdawać przy doktoracie egzamin z ekonomii. Jeśli się z filozofii robiło doktorat, to on mnie pytał wtedy na tym egzaminie. Natomiast ja nie znałem tych ludzi bliżej - to za wysokie progi. Ja byłem młodym asystentem, zagubionym jeszcze w tych sprawach. - Ale po doktoracie był Ksiądz już adiunktem?
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.
Dziś mija 1000 dni od napaści Rosji na Ukrainę i rozpoczęcia tam pełnoskalowej wojny.
Są też bardziej uczciwe, komunikatywne i terminowe niż mężczyźni, ale...
Rodziny z Ukrainy mają dostęp do świadczeń rodzinnych np. 800 plus.
Ochrona budynku oddała w kierunku napastników strzały ostrzegawcze.
Zawsze mamy wsparcie ze strony Stolicy Apostolskiej - uważa ambasador Ukrainy przy Watykanie.